Posts Tagged ‘ LeBron James ’

Wrócili(śmy)!!!

 

Image

W tegorocznych finałach konferencji było tak jak w wyborach do Europarlamentu – młodzi trochę poszaleli (pojedyncze mecze Paula George’a i Westbrooka, wejście “partii” Janusza Korwin-Mikkego do PE), prawdziwy sukces przypadł jednak w udziale znanym i lubianym (?) od lat. PO i PiS Spurs i Heat są drużynami starców i wbrew pozorom (a raczej wbrew potocznej opinii ludzi, którzy NBA śledzili raczej w czasach “gdy jeszcze grał Jordan”) to ci drudzy mają w pierwszej piątce więcej 30-latków. Jakie będzie to miało przełożenie na ostateczną rozgrywkę? Fuck if I know! Wiem(y) za to, że w typowaniu finałów jesteśmy lepsi niż ośmiornica Paul, dlatego znowu niesiemy kaganek oświaty, dzięki czemu po przeczytaniu niniejszej zapowiedzi (albo samego wyniku na dole), będziecie mogli błyszczeć na imprezach; obcy ludzie będą stawiać Wam szampana, a ich kobiety oddawać się Wam w toaletach. Czyli choć przez chwilę będziecie żyć jak Rick Ross.

Image

Aby w pełni docenić, jak wyjątkowy jest zbliżający się rewanż za finały 2013, warto uświadomić sobie kilka faktów. Po pierwsze, w Heat startowym centrem i to na poziomie all-star jest dinozaur!!! zawodnik, który nie zbiera nawet siedmiu piłek w meczu. Po drugie, po raz ostatni te same drużyny spotkały się w finale rok po roku w czasach “GDY JESZCZE GRAŁ JORDAN”! Po trzecie, Tim Duncan ma szansę zostać mistrzem 15 lat po swoim pierwszym tytule, co oznacza, że wśród największych gwiazd ligi w całej jej historii ustępowałby jedynie Kareemowi Abdul-Jabbarowi, którego pierwsze i ostatnie mistrzostwo dzieliło 17 lat. Po czwarte, Heat są zaledwie czwartą drużyną w historii, która czwarty raz z rzędu zagra w finałach. Po piąte, będzie to klasyczna rywalizacja o rząd dusz między narodową  prawicą (w Heat nie ma ani jednego obcokrajowca) a kosmopolityczną lewicą (w samej pierwszej piątce Spurs jest trzech zawodników urodzonych poza USA, w całej kadrze ośmiu).

Image

Po tym godnym posła Iwińskiego popisie wiedzy bezużytecznej, przechodzimy już do pytań! Minął rok, odkąd Heat obronili tytuł w okolicznościach równie absurdalnych co mitotwórczych. Dla jednych ostatnie sekundy szóstego meczu tamtej serii będą dowodem na istnienie Boga, który w dodatku jest fanem Miami, dla innych potwierdzeniem teorii spiskowej Davida Blaine’a, dla jeszcze innych kolejnym przykładem przypominającym, że koszykówka nie jest dużo lepsza od piłki nożnej i też rządzi nią przypadek. Tak czy inaczej, dzięki temu zwycięstwu (i późniejszemu w meczu siódmym) zrodził się mit niepokonanych Heat (wut wut wut wut). Tymczasem jest to drużyna uzależniona od jednego zawodnika, który choć wciąż jest najlepszy na świecie, momentami zaczyna przypominać człowieka, a to zły znak dla bandwagonerów kibiców drużyny z Florydy. Zarówno statystyki LeBrona z całych Playoffów, jak i jego dramatycznie nędzny występ w piątym meczu serii z Indianą pokazują, że absolutny szczyt możliwości “Michaela Jordana naszych czasów” może zbliżać się ku końcowi. Tymczasem z LeBronem-śmiertelnikiem Heat są jednymi z najsłabszych finalistów w ostatniej dekadzie. W pierwszej piątce poza Jamesem gra bowiem jeszcze pół-inwalida, pół-center, rozgrywający, który nie rozgrywa (bo robią to za niego LeBron i Wade) i wymiennie starzec pół-emeryt, który po sezonie zostanie komentatorem i starzec, który ostatnio potrafi głownie straszyć dzieciaki. Z kolei ławka mistrzów NBA składa się przede wszystkim z zawodników sympatycznych, którzy regularności mogliby pozazdrościć JR Smithowi, a młodego wieku Adamowi Hofmanowi. Jak to się stało, że taka zgraja nygusów dotarła jednak do finału? I. LeBron wciąż jest jednak zazwyczaj Bogiem. II. Wschód wciąż jest jednak gównem.

Image

Tymczasem Spurs nie tylko nie polegają na jednym zawodniku, oni są nawet w stanie wygrać najważniejszy mecz w sezonie grając drugą jego połowę bez najlepszego rozgrywającego na świecie. Także ich rzekomo podeszły wiek, jako się rzekło, nie powinien stanowić poważniejszego problemu. Poważny problem będzie za to miała defensywa Heat, która stanie naprzeciw atakowi, który momentami (drugi i piaty mecz z Blazers, pierwszy, drugi i piąty z Thunder) wygląda na najlepszy w nowożytnej historii NBA. Także przewaga, którą rezerwowi z San Antonio mieli niemal w każdym meczu tegorocznych Playoffów (w opór mocniejszej konferencji zachodniej) w finałach będzie zapewne widoczna i dla Heat bardzo bolesna.

Image

Czy to wszystko oznacza, że wystarczą cztery zarwane noce, żeby obejrzeć na żywo wszystkie mecze koronacji Spurs rywalizacji Heat-Spurs? Nie, a powód jest taki sam jak od czterech sezonów – LeBron James. Może (na pewno) w zastraszającym tempie traci włosy. Może (raczej) zbliża się do momentu, kiedy nie będzie już najlepszym atletą na świecie bez względu na dyscyplinę sportu. Może (You bet) jego koledzy z drużyny (poza Wadem i może Boshem) nie byliby gwiazdami w Zgorzelcu Milwaukee. Wciąż jednak jest abslutniebezwzględnieniezaprzeczalnieokurwawiadomoZDECYDOWANIE! największym katownikiem w całej lidze. Czy to, podobnie jak rok temu, wystarczy do pokonania najlepszej drużyny ostatniej dekady?

Image

Hellllll nooooo! Stara zasada mówi, ze finały wygrywa drużyna, w której gra ich najlepszy zawodnik. Tyle tylko, że jak od stuleci powtarzają Europosłowie za kierownicą napaleni nastolatkowie swoim dziewczynom, “zasady są po to, żeby je łamać”. Dlatego tym razem wygra drużyna, która jest najlepsza na świecie. A tą najlepszą włoską drużyną są w tym roku Spurs, toteż

Typ Krytyki: Spurs 4-3

TPB.

PS. Na ewentualne pytanie/a “Ma pan dowód? Ma pan dowód? Ma pan dowód? Ma pan dowód? Ma pan dowód? Ma pan dowód? Ma pan dowód?” – będę miał za niecałe dwa tygodnie.

Daily KATOWNIK-O-METER: 17/01/2012

Katownik nocy

LeBron James, ocena 3,5/5

Suche statystyki (33 punkty, 10 asyst, 5 zbiórek, ponad 50 proc. skuteczności z gry) nie w pełni oddają to, czego w meczu przeciwko San Antonio dokonał król bez korony. Po pierwszej połowie, kiedy Heat przegrywali czternastoma punktami, a Spurs grali swoje i bez specjalnego wysiłku zdobyli 63 oczka, wydawało się, że to Tony Parker będzie kandydatem do katownika nocy. Jednak w drugiej odsłonie LeBron wziął sprawy w swoje ręce. W samej trzeciej kwarcie zdobył 17 punktów i dobrze współpracował z Mikiem Millerem, który w swoim pierwszym meczu w tym sezonie trafił wszystkie ze swoich sześciu prób za trzy. James miał też najlepszy w drużynie współczynnik +/- + 19 i trafił aż cztery z sześciu trójek. LeBron miewał już w tym roku bardziej okazałe statystki, ale to w meczach takich jak ten, kiedy drużynie nie idzie, można poznać prawdziwą wartość jej lidera. A takim, zwłaszcza pod nieobecność Dwyane’a Wade’a, jest w Miami James.

Kalecznik nocy

Richard Jefferson, ocena -3/-5

Jamesowi byłoby z pewnością trudniej poprowadzić swoją drużynę do sukcesu, gdyby jego odpowiednik po stronie Spurs, Richard Jefferson, zagrał chociaż w połowie tak jak on. Niestety dla San Antonio, dla ich niskiego skrzydłowego wtorkowy wieczór był koszmarem. Jefferson nie trafił żadnego z zaledwie trzech rzutów z gry, nie był ani razu na linii osobistych, zebrał tylko dwie piłki i zanotował pięć asyst. Miał co prawda zerowy bilans +/-, a taki na przykład Cory Joseph aż -20, ale kim jest Cory Joseph? A Jefferson, choć najlepsze lata ma już za sobą, jest wciąż renomowanym zawodnikiem i można od niego oczekiwać “nieco” więcej.  W dodatku w talenty defensywne Jeffersona nie wierzy chyba nawet jego trener, bo gdy LeBron dokonywał masakry w trzeciej kwarcie, za jego krycie odpowiadał Kawhi Leonard, a później wspomniany już Joseph.

TPB.

Daily KATOWNIK-O-METER: 15/01/2012

Katownik nocy

Paul Millsap, ocena 2,5/5

W taką noc jak ta, kiedy wybieramy z trzech marnych meczów, katownikiem może zostać niemal każdy. Skoro nie grali ani Kobe, ani LeBron, ani Love, ani Dwight, nawet właściciel najkoszmarniejszego garnituru wszech czasów, hardworker z Utah Millsap może liczyć na Jezuski. Jego występ przeciwko Denver (26 punktów, 12 zbiórek, 12/19 z gry) trudno nazwać katownictwem, ale nikt nie zrobił niczego lepszego ani w tym, ani w żadnym innym meczu. Dodatkowe pół Jezuska za to, że Paul zagrał tak przeciwko Denver, a nie na przykład Toronto. Tak czy inaczej, oby jak najmniej takich wieczorów!

Kalecznik nocy

Channing Frye, ocena -3/-5

Znów musimy złamać nasze zasady, bo Frye grał przeciwko San Antonio zaledwie 18 minut, ale co zrobić, gdy do wyboru tylko trzy mecze, a w żadnym nikt się specjalnie nie skompromitował? A Frye trochę tak – 0/7 z gry, dwie zbiórki i dwie straty, a jest to jakby nie patrzeć zawodnik z wyjściowego składu Suns. Nie ma się co rozpisywać – 15 stycznia to nie był dobry dzień dla NBA i dla Krytyki też nie.

TPB.

Daily KATOWNIK-O-METER: 7/01/2012

Katownik Nocy

LeBron James, ocena 4,5/5

Szacuję, że na każde jedno pojawienie się w tym zestawieniu Kobego, możemy spodziewać się około dwóch ze strony Jamesa. Ciężko wyobrazić sobie inny scenariusz w sytuacji, w której gość ma średnie statystyki na poziomie ponad 30 punktów, prawie 8 zbiórek i asyst na mecz! Gdyby zdobywał trochę ponad 2 zbiórki i asysty w meczu, miałby średnio triple-double w każdym meczu! Nie zapominajmy, że rzuca przy tym ponad 30  punktów!  Dawno nie miałem tylu wykrzykników w jednym wpisie, podobnie jak dawno LeBron nie miał słabego meczu. Wczoraj rzucił 32 punkty, zebrał 7 piłek, rozdał 9 asyst, miał 2 przechwyty i blok. Dołożył do tego co prawda aż 8 strat, ale cóż, za coś go trzeba nienawidzić.

Kalecznik Nocy

Boris Diaw, ocena -4/-5

Któryś z polskich kabareciarzy, zapytany dlaczego nie pisze już politycznych skeczy, odpowiedział, że byłoby to za proste. Ciężko jest napisać dowcipną historię z czegoś, co w sposób oczywisty bawi absurdalnością i – niestety – jest już na porządku dziennym. Czy można trafniej opisać przypadek Borysa, tej karykatury koszykarza, człowieka, który nadaje cnotom sportowca nie tylko grymas gnuśności, ale sprawia, że ich oblicze przypomina raczej facepalmującego Quasimoda? Nie ulega wątpliwości, że jeżeli jest się profesjonalnym zawodnikiem, szczególnie reprezentantem kraju i koszykarzem NBA, siłą rzeczy reprezentuje się wysoki poziom. Jest tak jednak jedynie w porównaniu ze śmiertelnikami, takimi jak my. W najlepszej lidze świata, ten poziom skilla jest ewaluowany dalej, co sprawia, że można być największym ścierwem w swojej drużynie, wciąż będąc gwiazdą, chociażby na skalę krajową. Enough chit-chat. 2 punkty (1/8), 2 zbiórki, 2 asysty, 2 bloki, 3 straty i 6 fauli w 27 minut to dorobek Diawa z ostatniego meczu.

Ps. Wciąż jest gruby.

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 6/01/2012

Katownik Nocy

Kobe Bryant, ocena 4/5

Czy jest coś, co nie zostało jeszcze powiedziane jeżeli chodzi o Kobego? Pewnie niewiele jako, że od 15 lat jest na językach wszystkich fanów NBA. Nikogo nie zdziwi zatem, że po raz kolejny w ogóle, a również w tym tygodniu, jego występ został wyróżniony jako największa katorga. Fajnie ale nudno. Numery ma niezłe, ale nie ogląda się go tak, jak LeBrona czy Dwighta. No bo co z tego, że rzucił 39 punktów, skoro chybił ponad połowę rzutów a prawie jedna trzecia jego dorobku punktowego pochodzi zza linii rzutów osobistych. To też umiejętność, niebagatelna zresztą bo dająca zwycięstwa. Bryant robi zatem co może, żeby zamaskować agonię jego drużyny. Pytanie brzmi, czy nie lepiej spróbować metody szokowej, która może dać pacjentowi lepszą jakość ostatnich lat życia, zamiast pozwolić mu spokojnie umierać?

Kalecznik Nocy

Gerald Wallace, ocena -3,5/-5

Ciężko wytykać komuś słaby występ jeżeli poprzedził go występem wyjątkowym. Decydujemy się na to dlatego, że średnia z obu jest z grubsza biorąc równa średniej G-Force’a z całego dotychczasowego sezonu. Dziwni jednak, że zawodnikowi tak doświadczonemu mogą zdarzać się tak różne mecze przeciwko tak różnym drużynom. Rzucić 31 punktów Lakersom to nie byle jaki wyczyn. Rzucić tyle samo Suns – wciąż nieźle, choć robi mniejsze wrażenie. A jak ocenić Wallace’a, kiedy przeciwko drużynie z Arizony zdobywa tylko 1 punkt? Cóż, wypadek przy pracy to dość łatwa wymówka, która pod znakiem zapytania stawia również ten poprzedni, świetny występ. Ocenę zostawiamy zatem mądralom. My tylko rzucamy kamień.

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 5/01/2012

Katownik nocy

Chris Bosh, ocena 4/5

Na Chrisa Bosha wylano w ostatnim roku niewiele mniej pomyj niż na LeBrona Jamesa. O ile jednak ten drugi w pełni sobie na to zasłużył stylem w  jakim rozstał się ze swoim poprzednim klubem, o tyle winy Bosha jest w tym mniej więcej tyle, ile winy premiera Tuska w katastrofie smoleńskiej. Chris, potomek jednej z najsympatyczniejszych kreskówkowych postaci w historii, podpisując kontrakt w Miami wiedział, że jemu przypadnie rola tego trzeciego i zgodził się na to w imię wyższych celów, czyli tytułów mistrzowskich. W nagrodę nowa wielka trójka była nazywana przez wielu szyderców Two and a half men, a sam Bosh piątym kołem u wozu. A on robił swoje, choć może nieco słabiej niż można było tego  oczekiwać. Jednak w pierwszym roku gry w Heat, kiedy Udonis Haslem przez cały niemal sezon leczył kontuzję, a LeBron konsekwentnie unikał gry tyłem do kosza, to Chris był jedyną podkoszową opcją w ataku Miami. W tym czasie wziął też ślub, stał się najbardziej stylowym zawodnikiem NBA, w wakacje ostro tyrał, dzięki czemu sezon rozpoczął o kilka kilogramów cięższy i zapowiadał, że w tym roku ma zamiar mieć średnie na poziomie 20/10. Początek sezonu miał przeciętny, ale mecz z Atlantą (która jako jedyna w lidze pokonała już wcześniej Heat) pokazał, że źródłem jego problemów jest to, jak bardzo Wade i James dominują w ataku Heat. Pod ich nieobecność Bosh przypomniał wszystkim jak to wyglądało w czasach Raptors. 33 punkty, 14 zbiórek, 5 asyst, dobra skuteczność z gry (14/27) i przede wszystkim zwycięstwo. To oczywiście tylko jedno spotkanie, ale trzeba przyznać, że Chris doskonale wykorzystał okazję, by odszczekać się prześladowcom z pańskiego dworu.

Kalecznik nocy

Troy Murphy, ocena -5/-5

Chociaż wczoraj odbyły się tylko cztery mecze, kandydatów do tytułu kalcznika nocy było co niemiara. Pół drużyny Dallas, Jeff Teague, czy Steve Blake. Jednak to czego “dokonał” Troy Murphy zapisze się w annałach jeśli nie koszykówki w ogóle, to przynajmniej tego sezonu. Przyrodni brat syna Walta Disneya w meczu przeciwko Portland pobił chyba wszelkie rekordy bezproduktywności; spędził na boisku 27 minut, w ciągu których zanotował zero punktów, zero asyst, zero przechwytów, oraz dwie zbiórki i jeden blok, oddając w całym spotkaniu jeden (JEDEN!!!!!!) rzut. Lamar Odom musi przewracać się w grobie widząc, że to w Murphym włodarze Lakers widzieli jego następce.

Daily KATOWNIK-O-METER: 4/01/2012

Katownik nocy

LeBron James, ocena 4/5

33 punkty, 13 zbiórek, 8 asyst, 12/21 z gry, najlepszy w drużynie współczynnik +/- 31. Mecze takie jak ten przeciwko Indianie pokazują, jak wielką pracę wykonali Mavs w finale 2011. Zatrzymanie LeBrona na zdobyczy niższej niż 20 punktów na mecz w całej serii Play-offów wydaje się teraz sennym marzeniem wszystkich rywali Heat. Oczywiście, sezon regularny to sezon regularny, Indiana to nie Chicago albo Oklahoma, ale James katorgę urządza sobie w tym sezonie z regularnością, z jaką Stephon Curry kręci kostkę. Tylko raz w dotychczasowych siedmiu meczach Heat zdarzyło się, by LeBron nie zdobył 20 punktów i było to w bardzo wysoko wygranym meczu z Charlotte, kiedy nie było po prostu takiej potrzeby. W dodatku James rzuca z pasującą bardziej do centrów skutecznością niemal 60 proc. z gry, trafia też osiem na dziesięć rzutów wolnych. Za nami dopiero kilka spotkań, ale jeśli nic się nie zmieni nagrodę MVP będzie można przyznać LeBronowi już  w marcu.

Kalecznik nocy

Ben Gordon, ocena -3/-5

Ben Gordon wydaje się być idealnym przykładem łasego na pieniądze zawodnika, którego etos pracy po podpisaniu nowego kontraktu dobrze oddaje tytuł pewnej polskiej piosenki. Gordon karierę zaczynał w Chicago, gdzie już w debiutanckim sezonie został wybrany najlepszym rezerwowym ligi. Także w kolejnych latach pokazał się jako doskonały strzelec ze świetnym rzutem za trzy i zimnymi nerwami w końcówkach meczów. Niestety, po przejściu do Pistons, Ben umarł. Pierwsze dwa lata w stolicy amerykańskiej motoryzacji to pasmo ciągłych kontuzji, słabej formy strzeleckiej i ogólnej mizerii. W tym sezonie coś jednak drgnęło – Gordon zaczął całkiem ładnie, tym bardziej można było oczekiwać, że mecz z Chicago będzie dla Bena świetną okazją, by pokazać byłemu pracodawcy, że trzeba było mu jednak zaufać. Niestety, mecz z Bulls przypominał raczej te najgorsze chwile w karierze naszego bohatera. W 28 minut Gordonowi udało się zanotować zero asyst, trafić tylko dwa z dziesięciu rzutów, mieć trzy straty i po cztery faule i zbiórki oraz najgorszy w drużynie współczynnik +/-.  Trudno w tej chwili ocenić, czy to tylko wypadek przy pracy, czy anomalią były raczej w jego wykonaniu pierwsze, dobre mecze w tym sezonie. W przypadku Gordona pewne jest bowiem tylko jedno: he gon’ get paid.

TPB.

Daily KATOWNIK-O-METER: 30/12/2011

Katownik Nocy

Derrick Rose, ocena 4,5/5

To był dobry dzień dla koszykówki. LeBron zaliczył kozacki występ, choć to chory Wade zamknął mecz. Griffin zagrał najlepsze zawody w tym sezonie, choć jego drużyna spotkanie przegrała. Za tę porażkę nie sposób winić jednak, z każdym meczem coraz mocniej eksplodujących, Clippersów. Mieliśmy do czynienia z klasyczną sytuacją typu “good D, better O”, jak mówią Amerykanie. Zdarza im się też czasem powiedzieć, że ktoś put on a clinic. Cokolwiek by to nie znaczyło, dokładnie coś takiego zrobił tego wieczora Rose, powstrzymując rozpędzoną maszynę z Miasta Aniołów. Trzech zawodników było bliskich zdobycia triple-double, ale to Derrick rozminął się z nim w najładniejszym stylu. 29 punktów przy niecałych 60% z gry, 3 trójki na cztery próby, 1 chybiony osobisty na 10 trafionych, 8 zbiórek (z czego 3 na atakowanej tablicy) i 16 asyst przypomina nam, że to właśnie gwiazda Bulls była MVP zeszłego sezonu. Pokazuje również środkowy palec hejterom i tym, którzy uważają, że $94 miliony za 5 lat i $250 milionów kontraktu reklamowego z Adidasem to zbyt dużo.

Kalecznik Nocy

Nick “MJ” Young, ocena -1/-5

Nie macie nawet pojęcia jak to boli. Jeden z najlepszych zawodników na świecie, jedyna osoba godna przejąć schedę po Jordanie, największe skupisko midichlorianów w tej części naszej galaktyki… przegrał mecz. Tak, piszę to z pewną powagą bo wiadomo, że to na Youngu ciąży odpowiedzialność za wyniki Wizzards. No, but seriously, Czarodzieje z Waszyngtonu walczyli jak zawsze a przegrali jak nigdy. Szkoda takiej fajnej, młodej drużyny. Szkoda, że nie ma kto pokierować nimi we właściwą stronę. To, co panowie odstawiają to bowiem radosna koszykówka rodem z betonowego boiska przy stacji metra Wilanowska! Cała zdobycz punktowa Younga z tego wieczora to jedna trójka na 10 prób z gry. Choć niewiele póki co o tym świadczy, mark my words – przed naszymi oczami rośnie nowy Ray Allen, a takie występy są naturalną częścią procesu koszykarskiego dojrzewania.

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 29/12/2011

Katownik Nocy

Kevin Durant, ocena 4,5/5

Durant po raz pierwszy, po raz drugi… Kto da więcej? Nikt więcej nie dał i niewielu jest w stanie dać z siebie tyle, żeby mu dorównać albo próbować powstrzymać. W świetnym, trzymającym w ciągłym napięciu meczu, Kevin zagrał tak, że gdyby widział to James Naismith, zamiast koszykówki wymyśliłby „durantówkę”. Końcówka trzeciej kwarty z asystą do Daequana Cooka (który ten fragment gry zamknął celną trójką z rogu) przypomniała nam czasy „kiedy jeszcze grał Jordan”. Jego powietrzna wysokość (któremu przy okazji gratulujemy kryzysu wieku średniego zaręczyn) nie raz kończył spotkania dzieląc się piłką z kolegami z drużyny, którzy ustawieni byli na lepszych pozycjach. Dla przykładu: Dirk podał w końcówce do Cartera bo sam nie miał co zrobić z piłką; w przypadku Duranta natomiast widać było, że miał to zaplanowane wcześniej. Choć jest to nad wyraz wymowne, nie powinno nas dziwić, jeżeli pamiętamy jak gorliwie KD bronił (i – niestety – nadal musi to robić) Westbrooka przed atakami opinii publicznej. Kevin nie zakończył tego meczu po lebronowsku, czyli zrzucając odpowiedzialność za ewentualną porażkę na innych. Wręcz przeciwnie, na 1,4 sekundy przed końcem spotkania, przy akompaniamencie finałowej syreny, trafił trójkę na miarę zwycięstwa nad – nie byle jakim przecież – rywalem. Aha, statystyki: 30 punktów (10/16 z gry z czego 3/5 za trzy), 11 zbiórek, 6 asyst i 2 bloki. Nuff said.

Kalecznik Nocy

Anthony Morrow, ocena -4/-5

Na drugim biegunie koszykarskiego świata jest gówniany zawodnik z gównianej drużyny. Jest coś na rzeczy, jeśli jedyny kozak w swojej drużynie dissuje resztę. W wywiadzie dla New York Timesa Deron Williams przyznał, iż żadnym sekretem nie jest, że potrzebują zawodników wysokiego poziomu, bo aktualnie w Nets nie ma graczy pierwszopiątkowych. Jednym z takich łże-pierwszopiątkowców jest łże-rzucający łże-obrońca Anthony Morrow, który w meczu przeciwko łże-contenderowi z Orlando trafił 2 z 10 rzutów. Przestrzelił wszystkie 3 trójki, 2 razy zbierał, 1 asystował i 2 razy stracił piłkę. Nuff said, D-Will.

bjb


Ps.  Starożytni Grecy wyznawali ideał kalokagatii, my zaś – bogatsi o cały duchowy dorobek Europy – wprowadzamy katokaletię, kategorię opisującą najlepsze (katownictwo) i najgorsze (kalecznictwo) występy w świecie koszykarskich idei.

Daily KATOWNIK-O-METER: 28/12/2011

Katownik Nocy

Kevin Duran, ocena 3,5/5

Dzisiejsze wydanie Katowników poświęcone będzie w całości zespołowi Thunder. W spotkaniu z Grizzlies udało im się utrzymać serię zwycięstw, mimo że nie cała drużyna funkcjonowała poprawnie. Odpowiedzialnym za zwycięstwo w największej mierze (jak zwykle) był Kevin Durant, który w rozpoczętym sezonie depcze po statystycznych piętach LeBrona. W obliczu braku wsparcia drugiej strzelby, to ta pierwsza właśnie musiała walić mocniej. Podobnie wszystkie pozostałe działa, mniejszego już kalibru, grzmiały równo w tonie, nadawanym przez generała Durantulę. 32 punkty i 8 zbiórek to jak na niego żadna rewelacja. Ot, zwykła, codzienna katorga.

Anty-Katownik Nocy

Russell Westbrook, ocena -4,5/-5

W tej samej drużynie katorgę, choć w sensie negatywnym, zaprezentował Russell Westbrook. Jej pierwsze oznaki pojawiały się już w meczu z Timberwolves, gdy widowiskowe wsady przeplatał z karkołomnymi stratami i faulami w ataku (a łapał go na nie taki żółtodziób jak Rubio!). Wczoraj rozgrywający Oklahomy, co by nie mówić All-Star, nie trafił ani jednego z 13 oddanych rzutów z gry! Zanotował co prawda 6 asyst, ale miał za to 3 faule, tylko 3 zbiórki, 4 starty i 2 razy był blokowany. 4 punkty z linii rzutów wolnych to zdecydowanie nie to, czego spodziewać moglibyśmy się po Westbrooku, a co przecież takie tygrysy, jak my lubią najbardziej.

 

bjb