Posts Tagged ‘ Brook Lopez ’

Daily KATOWNIK-O-METER: 27/12/2011

Katownik Nocy

Norris Cole, ocena 2,5/5

Wielką gwiazdą Norris nie jest a od jego występu było kilka (statystycznie) lepszych, ale Krytyka (jedną ręką co prawda) podpisuje się pod hypem na tego zawodnika! W przedsezonowych zapowiedziach pan Cole chwalił się, że – mimo że nie posiada wyjątkowych umiejętności – robi wszystko trochę szybciej niż reszta. Cóż, co do tego drugiego pewnym być nie można, natomiast pierwsza charakterystyka jest zdecydowanie myląca. Norris Cole robi wrażenie gracza ułożonego, pewnego siebie, o kompletnym i solidnym arsenale umiejętności z obu końców boiska. Może faktycznie nie posiada jednej wyróżniającej go charakterystyki poza tym, że wszystko robi dobrze. Bliżej mu do bycia rozgrywającym z prawdziwego zdarzenia niż Mario Chalmersowi. W końcówce meczu z Bostonem pociągnął swój zespół rzucając 14 z 20 zdobytych punktów w czwartej kwarcie. Z takim frontcourtem trudno się dziwić, że Carlos Arroyo zabrał swoje talenty do Stambułu.

Anty-Katownik Nocy

Mehmet Okur, ocena -3/-5

Skoro jesteśmy razem z Carlosem w Turcji, poznęcajmy się trochę nad jej synem. W druzgocącej porażce przeciwko Hawks Memo zabierał jak Brook Lopez i trafiał jak ja. W ciągu 20 minut chybił 5 z 6 rzutów, zebrał 2 piłki w obronie, miał asystę, 2 straty i 5 fauli, stylem przegranej nawiązując do wieloletniej tradycji Nets w byciu gównem. Nie tylko on z resztą, cała formacja podkoszowa jakby nie miała siły i chęci na boje o dechę. Kris Humphries (rozgrzeszony – ma większe zmartwienia) miał 11/6, Johan Petro 0/3 a Shelden Williams 7/4. Okur, jako łże-europejski center, powinien grać jak europejski center, a ani nie zbierał, ani nie rzucał z dystansu? Z czym do Unii?!

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 1/04/2011

Katownik nocy

Andray Blatche, ocena 4,5/5

Może się wydawać, że to nieco spóźniony żart primaaprilisowy, ale rewelacyjny występ centra Wizards jest raczej kolejnym ( po trzęsieniu ziemi i tsunami w Japonii, rozstaniu Dody i Nergala, oraz odejściu Adama Bielana z PJN-u) znakiem nadciągającej Apokalipsy. Andray Blatche, który do tej pory znany był głównie z żenującej i nieskutecznej próby uzyskania triple-double, w meczu z Cleveland (co wiele tłumaczy), zmienił się w Kevina Love (który wczoraj zmienił się z kolei w Brooka Lopeza). 36 punktów i 19 zbiórek przy nie najgorszej skuteczności (15/32 z gry, 6/9 z osobistych), to statystyki ponad dwukrotnie lepsze niż średnie waszyngtońskiego wielkoluda z całego sezonu. Nie zmienia to jednak faktu, że Blatche jest przepłacony i gruby, więc żeby wszystko się zgadzało, a na świat powrócił spokój i harmonia, w następnym meczu nasz bohater rzuci 8 punktów i zbierze 4 piłki.

Anty-katownik nocy

George Hill, ocena -3,5/5

Anty-katownicy dzielą się na dwie grupy: tych, którzy trafili dwa rzuty na sto, a do tego mieli 72 straty, i tych, których błędy i głupota w końcówce spowodowały porażkę ich drużyny. Rezerwowy Spurs zanotował przeciwko Houston występ, który zaliczyć można do obydwu tych kategorii. W ciągu 31 spędzonych na boisku minut oddał tylko trzy rzuty, z których trafił zaledwie jeden, miał po dwie straty i faule, i po jednej asyście i zbiórce. Ten bezbarwny i bezproduktywny występ przeszedłby jednak pewnie bez echa, gdyby San Antonio wygrało. Niestety dla Spurs, Hill w jednej z ostatnich akcji regulaminowego czasu gry stracił w bezmyślny sposób piłkę, a w dogrywce, kiedy Rockets prowadzili, a czasu zostawało coraz mniej, nie sfaulował Kevina Martina, mimo usilnych “próśb” trenera Popovicha, który wszedł na boisko i krzyczał jak oszalały. Przy takim rozgrywaniu końcówek Spurs nieprędko przerwą najdłuższą w historii występów Tima Duncana serię porażek, która obecnie wynosi już 6.

TPB.

Daily KATOWNIK-O-METER: 26/03/2011

Katownik Nocy

Derrick Rose, ocena 4/5

No, he didn’t! Może i Bucks nie są teraz w najlepszej formie, ale właśnie wtedy, kiedy zaczęli wygrywać pojawił się przyszły MVP sezonu regularnego i zgasił ich totalnie. D-Rose grając przez 40 minut rzucił 30 punktów (trafiając ponad połowę rzutów z gry i nie trafiając ani jednej z trzech trójek), zebrał 3 piłki i rozdał aż 17 asyst, ustanawiając tym samym rekord kariery! Wiem, że NBA cierpi na nadmiar klasowych rozgrywających ale – choć nigdy nie byłem fanem talentu młodego byka – Derrick razem z Russellem Westbrookiem będą stanowić o sile ligi i wyznaczać w niej standardy katownictwa. Umarł Deron Williams (i Chris Paul też trochę), niech żyje Derrick Rose, który już dzieckiem w kolebce łeb urwał Hydrze (Heat), młody zdusił centaury (Lakers, Celtics, San Antonio) i do nieba pójdzie po laury (mistrzostwo NBA czy tylko tytuł MVP?)!

Anty-Katownik Nocy

Brook Lopez, ocena -4/-5

Przyznam się, że udało mu się mnie zmylić. Od czasu londyńskich rozgrywek wyglądało na to, że lepszy bliźniak postanowił w końcu nie robić sobie żartów z Avery’ego Johnsona i zaczął zbierać. Zdarzało mu się oscylować w okolicach dychy, ale ostatnimi czasy chyba zbytnio przyzwyczaił się do tego, że w czyszczeniu desek wyręcza go (napędzany naturalnym lidibo) Kris Humphries. W spotkaniu przeciwko odrodzonym Jastrzębiom z Atlanty Brook nie latał zbyt wysoko. Jeżeliby chcieć kontynuować ornitologiczne nawiązania, to jedyną postacią, do której można byłoby go porównać byłby wróbelek Elemelek… Do tego, że Lopez skacze po zbiórki jak pingwin już nas zdążył przyzwyczaić, ale że zamiast rzucać punkty chowa głowę w piasek? Tego jeszcze nie było. Tak czy inaczej Brook skończył przegrane spotkanie z Hawks z dorobkiem 6 punktów, 0 zbiórek (po raz kolejny!), 2 asyst i strat. Wygląda na to, że jeden Birdman w lidze nam wystarczy…

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 21/03/2011

Katownik Nocy

Dwight Howard, ocena 3,5/5

Dwight jest już stałym bywalcem naszej rubryki dlatego nie chciałem go znowu wyróżniać. Szczególnie biorąc pod uwagę, że Magic grali przeciwko gorącym jak wczorajsza herbata Cavaliers. Powiecie, że Cavs są gównem. Jasne, ale Magic też byliby, gdyby nie Howard. Jest w stanie co noc zaliczać występy na poziomie +20 punktów, +10 zbiórek i jeszcze dorzucić do tego parę bloków. Cały ten wysiłek idzie przysłowiowej sroce pod ogon, kiedy okazuje się, że Orlando – jeszcze do niedawna uważane za poważnego contendera do tytułu – męczy się z Bucks, Pistons czy Cavs! Fajnie, że wygrali, ale gdyby do tej listy zwycięstw dodać Timberwolves mielibyśmy spis najgorzej ostatnio prosperujących drużyn w NBA! Dlatego mimo, że wczorajsze 28 punktów (9 na 11 z gry i 10 na 12 z linii!), 18 zbiórek, 4 asysty i 4 bloki robią wrażenie, to po pierwsze: Dwight przyzwyczaił nas do takich występów, po drugie: dla niego granie przeciwko Cleveland to jak wciągnięcie lewą dziurką od nosa kaszki z mleczkiem. Z trzeciej strony to, jak koledzy z drużyny marnotrawią jego wysiłki woła o pomstę do nieba (i zmianę nazwy na Orlando Howards) więc niech ma tego Katownika i się cieszy!

Anty-Katownik Nocy

Stephen Graham, ocena -2,5/-5

To jest dopiero pech! Nie dość, że jego drużyna nie jest na szczycie tabeli (mimo że Brook jakby zaczął zbierać) a beznadziejnie grający Deron Williams pauzuje, co dało mu szansę dłuższego występu, to od razu dostaje Anty-Katownika! Cóż, jego wczorajszy występ jest dowodem na to, że był powód dla którego grzał ławę zarówno w New Jersey, jak i milionie innych drużyn, w których grał. W 23 minuty udało mi się chybić wszystkie rzuty (w tym dwie trójki), zebrać 1 piłkę, asystować 4 razy, ale też popełnić jedną stratę i 3 faule.  Mimo, że zasłużył na dużo surowszą ocenę, to nie mam serca dawać takowej murzynowi, który śmieje się jak Xzibit.

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 5/03/2011

Katownik nocy

Brook Lopez, ocena 3,5/5

Jeśli Brook Lopez ma w jakimkolwiek meczu 14 zbiórek, to coś musi być nie tak. Jak wiadomo lepszy z braci przestał w tym sezonie zbierać. Co więc się stało? Po pierwsze, rewelacyjny jak na niego występ Brook zawdzięcza temu, że spotkanie z Toronto przedłużyło się aż o trzy dogrywki,a  on spędził na boisku 47 minut.  Po drugie, Raptors nie są znani z rewelacyjnej walki o zbiórki (ani z rewelacyjnej obrony, ataku, stylu gry, czy koszulek). Tak czy inaczej, do zbiór Lopez dołożył 34 punkty na niezłej skuteczności (14/24 z gry) i aż 8 (!!!) bloków. Dobrze, że to nie on gra  w Phoenix, bo Panu Marcinowi byłoby dużo trudniej o tyle minut gry, ile dostaje przy gorszym z braci.

Anty-katownik nocy

Darren Collison, ocena -4/-5

Zgodnie z zasadą, że do tej rubryki nie trafiają zawodnicy sprawni inaczej, katastrofalny występ Lazara Haywarda nie zostanie tu doceniony. Zresztą nawet biorąc pod uwagę osiągnięcie debiutanta z Minnesoty (0/6 z  gry, 1 asysta, 2 bloki i 2 faule), i tak to, co zrobił rozgrywający Pacers, robi większe wrażenie. Wielka Nadzieja Chudych Ludzi, najlżejszy zawodnik w NBA nie licząc karłów Earla Boykinsa, ma być przyszłością Indiany. W sezonie radzi sobie w miarę  przyzwoicie (średnio 13 punktów i 5 asyst), ale wczoraj się nie popisał. Zero asyst przy czterech stratach, do tego 2/7 z gry, trzy faule i najgorszy w drużynie bilans +/- -19 pozwalają wskazać palcem – to przez niego drużyna przegrała mecz. A zaraz może przegrać szanse na playoffy, co, biorąc pod uwagę formę i bilanse ośmiu najgorszych drużyn na wschodzie, byłoby jeszcze większą kompromitacją niż dzisiejszy występ Collisona.

TPB.

DABL BLASTA Gortat Watch: 15/02 – 27/02/2011

Czyli cotygodniowy przegląd występów naszego jedynego Marcina w NBA. Jedyna taka pariotyczna kolumna na świecie, w internecie i w ogóle… Tylko dla Prawdziwych Polaków Katolików!

W przypadku każdego tekstu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy. Zrobię to zatem ja, odpowiednim akcentem muzycznym.

Zacząłem Robertem Burneiką nie tylko dlatego, że jest superfajny, ani też dlatego, że relacjonować będę występy Gortata z dwóch (dabl) ostatnich tygodni zamiast jednego, ale przede wszystkim w związku z etyką pracy, którą obaj panowie dzielą i do której wrócę w podsumowaniu.

Zaczynamy z kopyta od meczu, o którym pewnie niewielu z was jeszcze pamięta. 15. lutego Phoenix grało z pozbawionym Jerry’ego Sloana (i Devina Harrisa) zespołem z Utah. Statystycznie Gortat zagrał nieźle notując 11 punktów i 7 zbiórek, jednak – jak wiemy – Marcin wykonuje na parkiecie mnóstwo rzeczy, których nie da się przedstawić za pomocą wymiernych wskaźników matematycznych, przez co zdarza się nam ich nie zauważać. Nie potrzeba jednak ani sokolego oka (ani sępa miłości, ani nawet stepowego skowroneczka [wtf?! – przyp. red]) by zobaczyć czego dokonał Polak w tym meczu. Końcówka była napięta, nasz jedyny Marcin w NBA pokazał jednak cojones! Nie tak brzydko jak zrobił to Eddie “co-ja-jeszcze-robię-w-NBA” House, lecz w charakterystyczny dla siebie sposób, a mianowicie wybraniając ostatnią akcję, który zaważyła na losach spotkania. Obyło się co prawda bez spektakularnych bloków ani innych fajerwerków, ale jakoś nie widzę Lopeza ani Frye’a dokonujących podobnego wyczynu.

Dwa dni później Suns zmierzyli się z Mavericks. W tym przypadku chyba tylko Tim Donaghy mógłby postawić jakiekolwiek pieniądze na drużynę z Arizony. I, niestety, musiałby pewnie świadczyć w więzieniu konkretne usługi bo spłukałby się totalnie po tak nierozsądnym zakładzie. Gortat grał króciutko, bo jedynie niespełna 17 minut. W tak krótkim czasie udało mu się jednak zdobyć 9 punktów i 6 zbiórek. Wiadomo, że każdy Prawdziwy Polak Katolik nie wierzy w matematykę, ale gdyby tak Marcin zagrał dwa razy dłużej, to – zgodnie z moimi pobieżnymi humanistycznymi obliczeniami – raczej miałby double-double i to całkiem solidne. Tym bardziej, że Tyson Chandla’ jak zwykle przesadnie nie katował. Phoenix ten mecz przegrało, a Gortat mógł sobie odpocząć.

Szkoda trochę tego ostatniego spotkania, bo zdecydowanie zaburzyło wyniki mojej excelowej tabelki z marcinowymi statystykami. Śmiem twierdzić, że wystarczyłoby około 5 minut więcej by skompletować podwójne zdobycze punktowe i zbiórkowe. Niemniej podsumowanie spotkań z tygodnia zakończonego All-Star Weekendem wygląda następująco: 10 punktów (przy ponad 50% skuteczności), 6,5 zbiórki, 2 asysty i pół bloku na mecz w niewiele ponad 25 minut gry. Fajerwerków nie ma, ale byłyby z pewnością, gdyby tylko mógł pograć ciut dłużej. I choć jest to póki co najgorszy tydzień Polskiego Młota w Arizonie, to wciąż całkiem solidny.

Ostatni tydzień to już zdecydowanie pasmo sukcesów, zarówno dla Gortata, jak i jego Suns (jedno wynika z drugiego). Zaczęło się od meczu przeciwko Hawks. Al Horford oczywiście zrobił swoje – w końcu to All-Star, ale Marcin nie był dużo gorszy. I znowu, ciekaw jestem czy gdyby dostał tyle samo playing-time co center z Atlanty, to czy nie miałby takich samych lub lepszych osiągów? Grajac 7 minut krócej niż Al rzucił 13 punktów (4 mniej), zebrał 12 piłek (3 więcej) i 4 razy asystował (tylko raz mniej niż Horford). Co pan na to, panie Gentry? Żeby było jasne – nie upieram się przy tym, żeby Marcin wychodził w pierwszej piątce, jako że jest to kwestia tylko i wyłącznie prestiżowa. Moja propozycja zakłada wpuszczenie Lopeza na pierwsze 5 minut i potem ewentualnie na końcówki kwart, by dać Polakowi złapać oddech. No, panie Alvinie? Nie słyszę… Aha, takie jest pana stanowisko, rozumiem…

Na szczęście w kolejnych spotkaniach zeszłego tygodnia Gortat grał troszkę dłużej. Przeciwko Raptors potrzebował 34 minut żeby wypracować double-double na poziomie 17 punktów i 11 zbiórek, by tym samym poprowadzić swoją drużynę do zwycięstwa nad zespołem, który podobnie jak Suns nie broni, ale w odróżnieniu od Phoenix nie ma prawdziwego centra. Warto odnotować również, ze tego wieczora Marcin rzucał ze skutecznością niemalże 80%!

W ostatnim, niedzielnym meczu z Pacers wartości podstawowych wskaźników statystycznych Gortata były takie same jak w poprzednim spotkaniu, z dokładnością do tego, że w związku z dogrywką  spędził na parkiecie w sumie 38 minut. Mecz był wyjątkowy nie tylko dlatego, że zacięty (z trójką Frye’a zarówno pod koniec regulaminowego czasu gry [po zasłonie do-piłki od Polaka]), jak i pod koniec dogrywki), ale również dlatego, że w Indianie zdążył zadomowić się z niezłymi rezultatami Frank Vogel, natomiast w Phoenix nie miał jeszcze możliwości zrobić tego samego nowy nabytek – Aaron “Muszka” Brooks, z racji tego, że był to jego pierwszy mecz w barwach ekipy z Arizony. Podsumowując zeszły tydzień w wykonaniu Marcina, trzeba przyznać, że zaczyna powoli katować: prawie 16 punktów (przy ponad 60% skuteczności), ponad 11 zbiórek, asysta i 2/3 bloku na 35 minut meczu świadczy nie tylko o double-double w każdym meczu, ale również o tym, że niebezpiecznie zaczyna nas przyzwyczajać do ponadprzeciętnych występów na co dzień. Miejmy nadzieję, że nie zacznie nas od tego odzwyczajać.

Średnia z obu tygodni to 13 punktów i 9 zbiórek w pół godziny. Co o tym sądzić? Cóż, powtórzyłbym się pisząc, że gdyby tylko dać Marcinowi pół godziny, to zagwarantowane mamy double-double. Tym razem, zainspirowany spostrzeżeniem pana Krzysztofa aka Bena aka Filipa aka Jaja wygłoszonym w związku z transferowym wariactwem, skupię się na porównaniu Polaka do innych centrów ligi. No bo tak – z Lopezem porównania nie ma. Szczerze, oglądając wczorajszy mecz z Bostonem dosłownie strzelała mnie k*****a, gdy na niego patrzyłem. Jak wytłumaczyć rozbieżność w grze obu panów? Różnica tkwi w Robercie Burneice. Robinowi najwyraźniej brakuje takiego etosu pracy. Jak inaczej by to wytłumaczyć? Przecież jego bliźniak gra w London New Jersey Nets z duużo lepszymi wynikami, zatem potencjał powinni mieć podobny. Ten gorszy Lopez potrafi od czasu do czasu zablokować czy wsadzić piłkę do kosza, ale c’mon – to jest NBA! Jeżeli nawet tego nie możesz zrobić, to wracaj do Bobrów Bytom, czy skąd przyszedłeś! Patrząc na niedociągnięte rzuty Robina, totalny brak zorganizowania w obronie i chociażby fakt, że z niezrozumiałego dla mnie powodu nie gra pick-and-rolli z Nashem, przypominam sobie, że to, że mamy możliwość oglądania Polaka w – bądź co bądź – najlepszej lidze świata wynika w 90% w ogromnego nakładu pracy jaki wkłada w trening. Widać to nie tylko w obronie, która jest znakiem firmowym Gortata, ale od niedawna również w ataku. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy widziałem Marcina na żywo – był to towarzyski dwumecz Polski z Bułgarią, rozegrany w lipcu 2008 roku w warszawskim Torwarze. To jak podekscytowany byłem by zobaczyć zawodnika z NBA i to do tego Polaka, rozminęło się niestety z tym, co Marcin zaprezentował. Jasne, swoje punkty zdobył, ale był totalnym drewnem. Podobne wrażenie miałem oglądając jego wczesne występy w Magic. Mało tego, za przechwałki uważałem jego wypowiedzi na temat poprawy rzuty z półdystansu i chęci gry na czwórce. Teraz mam możliwość oficjalnie odszczekać myśli, którymi zgrzeszyłem przeciwko Polakowi Katolikowi! W Phoenix Gortat na naszych oczach z Pinokia stał się prawdziwym chłopcem!

Wracając jednak do myśli Bena, który zauważył, że Gortat wcale nie jest gorszy od Perkinsa (ani statystycznie, ani jeżeli chodzi o jego wkład w zespół – szczególnie defensywnie), podczas gdy podnieta tym drugim w związku z transferem sięga zenitu. To tylko myśl, którą luźno rzucam (tym samym zachęcając do komentarzy zarówno tutaj jak i na naszym fejsbuczkowym profilu). Pomyślcie o tym podczas oglądania następnych spotkań z udziałem Polaka. It is happening, he is for real!

I pamiętajcie – “nie ma opierdalania się!”.

bjb


Daily KATOWNIK-O-METER: 4/02/2011

Katownik Nocy

Dwyane Wade, ocena: 4/5

24 godziny po tym jak LeBron rzucił 51 punktów, Wade powiedział sobie “I’m still here”, zanotował swoje 4. triple-double w karierze (22,12,10) i rzucił wyzwanie największemu gangsterowi w NBA. Dwa tak wyjątkowe występy wielkich gwiazd Miami z rzędu pokazują, że nawet grając w jednej drużynie można pozostać statystycznym katownikiem.

Anty-Katownik Nocy

Brook Lopez, ocena -2/-5

W dzień taki jak ten, kiedy nikt specjalnie się nie skompromitował, zawsze można liczyć na Brooka, który w tym sezonie postanowił przestać zbierać. Kilka razy prawie mu się to udało, miewał już mecze z tylko jedną zbiórką, cały czas jednak jakaś bezpańska piłka wpadnie mu w ręce i cały wysiłek psu na budę. Dziś mierzący 213 cm center poniósł całkowitą klęskę – zebrał aż 4 razy. Charles Barkley uważa, że silny skrzydłowy, który nie zbierze 10 piłek w meczu, to niski skrzydłowy. Jak więc nazwać Brooka?

TBP.