Posts Tagged ‘ Devin Harris ’

Daily KATOWNIK-O-METER: 7/03/2011

Katownik Nocy

Al Jefferson, ocena 3,5/5

Kolejny noc za nami, a ja znowu czuję, że pierwszą rzeczą, którą powinienem zrobić jest obrona mojego typu Katownika. Suns i Nuggets Knicks wygrali swój mecz i obie gwiazdki zagrały bardzo dobre zawody, ale ciężko byłoby wyłonić lepszego z dwójki nowojorskich katowników. A taki Big Al, fajny chłopak – żadna tam wielka gwiazda, nie płakał po porażce jak LeBron i spółka (swoją drogą co to za farmazon? Jedyna osoba z tej ekipy, którą widziałbym płaczącą to raczej pan Eric – i nie mam tu na myśli Dampiera!). Jefferson w sromotnie przegranym spotkaniu, przy słabej postawie Harrisa, rzucił sobie spokojnie 36 punkty na super skuteczności. I jeżeli to jest za mało, by uznać, że grał najlepiej tej nocy to polecam zwrócić uwagę na zbiórki. Pal licho, że było ich 12 – ale jakie proporcje! 8 piłek zebranych z atakowanej tablicy i tylko 4 z bronionej! Wynik ten mniej szokuje biorąc pod uwagę, że w wyjściowym składzie Knicksów na piątce wyszedł Jarred Jeffries, Czwarty Jeździec Apokalipsy. Zostały już tylko trąby i koniec świata (czyt. lockout).

Anty-Katownik Nocy

Jameer Nelson, ocena -4/-5

Tak jak ostatnim razem, gdy katował Howard, fota umieszczona w notce opisującej jego występ idealnie korespondowała z treścią, tak teraz (pod nieobecność Supermana) to zdjęcie dość wiernie oddaje postawę, skalę i znaczenie Jameera w spotkaniu z Portland. Rozgrywający Magic sam założył sobie nelsona, bo wtedy kiedy najbardziej był potrzebny, najmniej się sprawdził. A, uwierzcie mi, w Orlando bycie najgorszym rozgrywającym to nie lada wyczyn, kiedy gra się obok Arenasa, stałego bywalca tej rubryki. By zostać uznanym Anty-Katownikiem trzeba jednak czegoś więcej. Oto, co udało się karzełkowi pochodzącemu z rejonów, “w których koszykówka ratowała życie” (cytat z pamięci z pana Wojciecha): udało mu się trafić 1 rzut na 7 oddanych i – co za tym idzie – skończyć mecz z 2 punktami. Jego 4 asysty i przechwyt niestety zerują się z 5 stratami, jakie udało mu się popełnić w zaledwie 21 minut spędzonych na parkiecie. I kto tu powinien płakać – James, Nelson czy my?

bjb

DABL BLASTA Gortat Watch: 15/02 – 27/02/2011

Czyli cotygodniowy przegląd występów naszego jedynego Marcina w NBA. Jedyna taka pariotyczna kolumna na świecie, w internecie i w ogóle… Tylko dla Prawdziwych Polaków Katolików!

W przypadku każdego tekstu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy. Zrobię to zatem ja, odpowiednim akcentem muzycznym.

Zacząłem Robertem Burneiką nie tylko dlatego, że jest superfajny, ani też dlatego, że relacjonować będę występy Gortata z dwóch (dabl) ostatnich tygodni zamiast jednego, ale przede wszystkim w związku z etyką pracy, którą obaj panowie dzielą i do której wrócę w podsumowaniu.

Zaczynamy z kopyta od meczu, o którym pewnie niewielu z was jeszcze pamięta. 15. lutego Phoenix grało z pozbawionym Jerry’ego Sloana (i Devina Harrisa) zespołem z Utah. Statystycznie Gortat zagrał nieźle notując 11 punktów i 7 zbiórek, jednak – jak wiemy – Marcin wykonuje na parkiecie mnóstwo rzeczy, których nie da się przedstawić za pomocą wymiernych wskaźników matematycznych, przez co zdarza się nam ich nie zauważać. Nie potrzeba jednak ani sokolego oka (ani sępa miłości, ani nawet stepowego skowroneczka [wtf?! – przyp. red]) by zobaczyć czego dokonał Polak w tym meczu. Końcówka była napięta, nasz jedyny Marcin w NBA pokazał jednak cojones! Nie tak brzydko jak zrobił to Eddie “co-ja-jeszcze-robię-w-NBA” House, lecz w charakterystyczny dla siebie sposób, a mianowicie wybraniając ostatnią akcję, który zaważyła na losach spotkania. Obyło się co prawda bez spektakularnych bloków ani innych fajerwerków, ale jakoś nie widzę Lopeza ani Frye’a dokonujących podobnego wyczynu.

Dwa dni później Suns zmierzyli się z Mavericks. W tym przypadku chyba tylko Tim Donaghy mógłby postawić jakiekolwiek pieniądze na drużynę z Arizony. I, niestety, musiałby pewnie świadczyć w więzieniu konkretne usługi bo spłukałby się totalnie po tak nierozsądnym zakładzie. Gortat grał króciutko, bo jedynie niespełna 17 minut. W tak krótkim czasie udało mu się jednak zdobyć 9 punktów i 6 zbiórek. Wiadomo, że każdy Prawdziwy Polak Katolik nie wierzy w matematykę, ale gdyby tak Marcin zagrał dwa razy dłużej, to – zgodnie z moimi pobieżnymi humanistycznymi obliczeniami – raczej miałby double-double i to całkiem solidne. Tym bardziej, że Tyson Chandla’ jak zwykle przesadnie nie katował. Phoenix ten mecz przegrało, a Gortat mógł sobie odpocząć.

Szkoda trochę tego ostatniego spotkania, bo zdecydowanie zaburzyło wyniki mojej excelowej tabelki z marcinowymi statystykami. Śmiem twierdzić, że wystarczyłoby około 5 minut więcej by skompletować podwójne zdobycze punktowe i zbiórkowe. Niemniej podsumowanie spotkań z tygodnia zakończonego All-Star Weekendem wygląda następująco: 10 punktów (przy ponad 50% skuteczności), 6,5 zbiórki, 2 asysty i pół bloku na mecz w niewiele ponad 25 minut gry. Fajerwerków nie ma, ale byłyby z pewnością, gdyby tylko mógł pograć ciut dłużej. I choć jest to póki co najgorszy tydzień Polskiego Młota w Arizonie, to wciąż całkiem solidny.

Ostatni tydzień to już zdecydowanie pasmo sukcesów, zarówno dla Gortata, jak i jego Suns (jedno wynika z drugiego). Zaczęło się od meczu przeciwko Hawks. Al Horford oczywiście zrobił swoje – w końcu to All-Star, ale Marcin nie był dużo gorszy. I znowu, ciekaw jestem czy gdyby dostał tyle samo playing-time co center z Atlanty, to czy nie miałby takich samych lub lepszych osiągów? Grajac 7 minut krócej niż Al rzucił 13 punktów (4 mniej), zebrał 12 piłek (3 więcej) i 4 razy asystował (tylko raz mniej niż Horford). Co pan na to, panie Gentry? Żeby było jasne – nie upieram się przy tym, żeby Marcin wychodził w pierwszej piątce, jako że jest to kwestia tylko i wyłącznie prestiżowa. Moja propozycja zakłada wpuszczenie Lopeza na pierwsze 5 minut i potem ewentualnie na końcówki kwart, by dać Polakowi złapać oddech. No, panie Alvinie? Nie słyszę… Aha, takie jest pana stanowisko, rozumiem…

Na szczęście w kolejnych spotkaniach zeszłego tygodnia Gortat grał troszkę dłużej. Przeciwko Raptors potrzebował 34 minut żeby wypracować double-double na poziomie 17 punktów i 11 zbiórek, by tym samym poprowadzić swoją drużynę do zwycięstwa nad zespołem, który podobnie jak Suns nie broni, ale w odróżnieniu od Phoenix nie ma prawdziwego centra. Warto odnotować również, ze tego wieczora Marcin rzucał ze skutecznością niemalże 80%!

W ostatnim, niedzielnym meczu z Pacers wartości podstawowych wskaźników statystycznych Gortata były takie same jak w poprzednim spotkaniu, z dokładnością do tego, że w związku z dogrywką  spędził na parkiecie w sumie 38 minut. Mecz był wyjątkowy nie tylko dlatego, że zacięty (z trójką Frye’a zarówno pod koniec regulaminowego czasu gry [po zasłonie do-piłki od Polaka]), jak i pod koniec dogrywki), ale również dlatego, że w Indianie zdążył zadomowić się z niezłymi rezultatami Frank Vogel, natomiast w Phoenix nie miał jeszcze możliwości zrobić tego samego nowy nabytek – Aaron “Muszka” Brooks, z racji tego, że był to jego pierwszy mecz w barwach ekipy z Arizony. Podsumowując zeszły tydzień w wykonaniu Marcina, trzeba przyznać, że zaczyna powoli katować: prawie 16 punktów (przy ponad 60% skuteczności), ponad 11 zbiórek, asysta i 2/3 bloku na 35 minut meczu świadczy nie tylko o double-double w każdym meczu, ale również o tym, że niebezpiecznie zaczyna nas przyzwyczajać do ponadprzeciętnych występów na co dzień. Miejmy nadzieję, że nie zacznie nas od tego odzwyczajać.

Średnia z obu tygodni to 13 punktów i 9 zbiórek w pół godziny. Co o tym sądzić? Cóż, powtórzyłbym się pisząc, że gdyby tylko dać Marcinowi pół godziny, to zagwarantowane mamy double-double. Tym razem, zainspirowany spostrzeżeniem pana Krzysztofa aka Bena aka Filipa aka Jaja wygłoszonym w związku z transferowym wariactwem, skupię się na porównaniu Polaka do innych centrów ligi. No bo tak – z Lopezem porównania nie ma. Szczerze, oglądając wczorajszy mecz z Bostonem dosłownie strzelała mnie k*****a, gdy na niego patrzyłem. Jak wytłumaczyć rozbieżność w grze obu panów? Różnica tkwi w Robercie Burneice. Robinowi najwyraźniej brakuje takiego etosu pracy. Jak inaczej by to wytłumaczyć? Przecież jego bliźniak gra w London New Jersey Nets z duużo lepszymi wynikami, zatem potencjał powinni mieć podobny. Ten gorszy Lopez potrafi od czasu do czasu zablokować czy wsadzić piłkę do kosza, ale c’mon – to jest NBA! Jeżeli nawet tego nie możesz zrobić, to wracaj do Bobrów Bytom, czy skąd przyszedłeś! Patrząc na niedociągnięte rzuty Robina, totalny brak zorganizowania w obronie i chociażby fakt, że z niezrozumiałego dla mnie powodu nie gra pick-and-rolli z Nashem, przypominam sobie, że to, że mamy możliwość oglądania Polaka w – bądź co bądź – najlepszej lidze świata wynika w 90% w ogromnego nakładu pracy jaki wkłada w trening. Widać to nie tylko w obronie, która jest znakiem firmowym Gortata, ale od niedawna również w ataku. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy widziałem Marcina na żywo – był to towarzyski dwumecz Polski z Bułgarią, rozegrany w lipcu 2008 roku w warszawskim Torwarze. To jak podekscytowany byłem by zobaczyć zawodnika z NBA i to do tego Polaka, rozminęło się niestety z tym, co Marcin zaprezentował. Jasne, swoje punkty zdobył, ale był totalnym drewnem. Podobne wrażenie miałem oglądając jego wczesne występy w Magic. Mało tego, za przechwałki uważałem jego wypowiedzi na temat poprawy rzuty z półdystansu i chęci gry na czwórce. Teraz mam możliwość oficjalnie odszczekać myśli, którymi zgrzeszyłem przeciwko Polakowi Katolikowi! W Phoenix Gortat na naszych oczach z Pinokia stał się prawdziwym chłopcem!

Wracając jednak do myśli Bena, który zauważył, że Gortat wcale nie jest gorszy od Perkinsa (ani statystycznie, ani jeżeli chodzi o jego wkład w zespół – szczególnie defensywnie), podczas gdy podnieta tym drugim w związku z transferem sięga zenitu. To tylko myśl, którą luźno rzucam (tym samym zachęcając do komentarzy zarówno tutaj jak i na naszym fejsbuczkowym profilu). Pomyślcie o tym podczas oglądania następnych spotkań z udziałem Polaka. It is happening, he is for real!

I pamiętajcie – “nie ma opierdalania się!”.

bjb


Jak (i po co) oni wymieniąją

Takiej gorączki wymian przed końcem okienka na transfery nie pamiętają nawet najstarsi ludzie świata. Uwagę zwraca nie tylko ilość transakcji, ale przede wszystkim ich jakość, bo transfery nie ominęły pierwszoplanowych postaci ligi. O wymianie na linii Denver-Nowy Jork pisali już wszyscy (w tym my), jednak ten ruch był początkiem, a nie końcem zmian, które zmieniły oblicze NBA i to nie tylko na ten, ale i kilka najbliższych sezonów. Warto więc krótko podsumować każdy z tych transferów, co też zrobiliśmy:

Deron Williams do New Jersey, Devin Harris i Derick Favors i pick w drafcie  do Utah

Plusy dla Jazz:

-Zemsta na Deronie za zamęczenie Jerry’ego Sloana, co spowodowało rezygnację trenera z funkcji, którą pełnił od 247 lat,

-pozyskanie młodego i perspektywicznego (choć na razie zawodzącego) wysokiego, który, jeśli się rozwinie, będzie podporą Jazz przez długie lata,

-brak ryzyka, że za dwa lata, kiedy skończy się kontrakt Derona, zostaną na lodzie jak Cleveland i Toronto w ostatnie wakacje,

-pokazanie, że klub nie pozwoli sobie na bycie szantażowanym nawet przez największe gwiazdy.

Plusy dla Nets:

-Pozyskanie zawodnika z wielkim nazwiskiem, wokół którego można budować mocny zespół,

-pozbycie się przepłaconego Devina Harrisa.

Minusy dla Jazz:

-Utrata lidera, który w odpowiednim otoczeniu niemal gwarantował coroczny udział drużyny w playoffach,

-przejęcie kontraktu Devina Harrisa, co w połączeniu z umowami Millsapa i Jeffersona utrudnia ewentualne podpisywanie umów z wolnymi agentami.

Minusy dla Nets:

-Zrezygnowanie z zawodnika, którego wybrało się w drafcie z trzecim numerem, może się okazać dużym błędem.

Kendrick Perkins i Nate Robinson do Oklahomy, Jeff Green i Nenad Krstić do Bostonu

Plusy dla Thunder:

-Potężne wzmocneinie pod koszem, czyli w miejscu, gdzie Oklahoma miała największą dziurę,

-jeśli Perkins dobrze wkomponuje się w zespół, Thunder nie będą ustępować już siłą podkoszową Spurs i Mavs, a do Lakersów zdecydowanie się pod tym względem zbliżą,

-w przypadku podpisania nowego kontraktu z Perkiem po sezonie, Oklahoma dysponować będzie bardzo silną i bardzo młodą drużyną, która przez najbliższą dekadę może walczyć co roku o tytuł,

-Nate sprawi, że i tak całkiem mocna ławka Thunder jeszcze zyska na jakości,

-koniec strachu o to, że Green odejdzie  po sezonie za darmo (choć Perkins może zrobić to samo).

Plusy dla Celtics:

-Green jest na tyle uniwersalny, że może być zmiennikiem zarówno dla Garnetta, jak i Pierce’a,

-jest też na tyle dobry, że będzie stanowił przewagę nad właściwie każdym rezerwowym skrzydłowym z dowolnej drużyny,

-Krstić nie jest może bydlakiem, ale trochę się przyda, tym bardziej, że ma rzut.

Minusy dla Thunder:

-Utrata wszechstronnego skrzydłowego, który mógł grać na dwóch pozycjach i doskonale znał system gry Thunder, gdyż występował tam już czwarty sezon.

Minusy dla Celtics:

-Utrata podkoszowego obrońcy, z którym Garnett tworzył jeden z najlepszych defensywnych duetów podkoszowych w lidze,

-koniec mitu o niezwyciężonej piątce Rondo-Allen-Pierce-Garnett-Perkins,

-w przypadku kontuzji Shaqa jedynym zdrowym centrem w składzie Bostonu będzie Krstić, który nie jest tytanem defensywy,

-możliwe pogorszenie atmosfery w drużynie, w której Robinson pełnił rolę dobrego ducha, a Perkins ostoi i opoki,

-brak jakiegokolwiek rezerwowego dla Rondo do czasu powrotu Delonte Westa,

-pokazanie rywalom, że Celtics nie są tak pewni swego jak mogło się wydawac przez cały sezon.

Gerald Wallace do Portland, Joel Przybilla, Dante Cunningam, Shawn Marks i dwa picki w drafcie do Charlotte

Plusy dla Blazers:

-Ubezpieczenie na wypadek gdyby kolana Brandona Roya nie nadawały się mimo operacji do użytku,

-wzmocnienie za półdarmo obrony i ataku wszechstronnym zawodnikiem na poziomie All Star

-pozbycie się niepotrzebnych kontraktów.

Plusy dla Bobcats:

-Poprawienie sytuacji kontraktowej, szansa na walkę o któregoś z wolnych agentów już w te wakacje.

Minusy dla Blazers:

-Gdyby (co mało prawdopodobne) Wallace się nie sprawdził, Blazers pozostaną z jego kontraktem jeszcze na 2,5 roku.

Minusy dla Bobcats:

-Utrata lidera i symbolu drużyny, który grał w niej od samego powstania

-mniej lub bardziej oczywiste wycofanie się z wyścigu o playoffy,

-rozpoczęcie kolejnej już przebudowy składu, na co kibicom może nie starczyć cierpliwości.

Wymiany Barona Davisa za Mo Williamsa, Shane’a Battiera za Hasheema Thabeeta i Aarona Brooksa za Gorana Dragića, choć interesujące, nie zmienią raczej przyszłości świata, nie będziemy się więc nimi szczegółowo zajmować.

TPB.