Posts Tagged ‘ Deron Williams ’

Wszystko najgorsze, wszystko złe

Zgodnie z nową świecką tradycją, w połowie sezonu przyznajemy nagrody dla tych zawodników i trenerów, którzy dotychczas zarobili na nas jak najgorsze wrażenie. A jako że do Weekendu Gwiazd wszystkie niemal drużyny osiągną półmetek, pora już oddzielić ziarna od plew.

Najgorszy trener

Mike D’antoni

W tej kategorii wybór był szczególnie trudny, ponieważ dwóch głównych kandydatów (Flip Saunders i Paul Wesphal)straciło już pracę, a trzeci (Mike D’Antoni) ostatnio trochę się ogarnął. Pytanie tylko, na ile postępy, które ostatnio poczynili Knicks wynikają z nowych, lepszych pomysłów ich trenera, a na ile z czystego szczęścia, chaosu i przypadku? Stawiamy na to drugie, dlatego sympatyczny Pan Pringles dostaje statuetkę imienia Erica Musselmana. Dopóki wszystko układało się tak, jak sobie tego życzył D’antoni, nowojorczycy byli największym rozczarowaniem sezonu. O ile po drużynie, w której główne skrzypce grają Amar’e Stoudamire i Carmelo Anthony nie należało się spodziewać wielkiej obrony, o tyle ich atak miał być efektowny i efektywny. O tym, że tak nie było mało kto już pamięta, ponieważ od czasu rozpoczęcia Linomanii Knicks są jedną z najefektowniej grających drużyn w lidze. Tyle tylko, że ich trener nie powinien przypisywać sobie tu zbyt dużych zasług. Gdyby nie kontuzja Carmelo, śmierć brata Stoudamire’a oraz najgorsza na świecie gra dotychczasowych rozgrywajacych Knicks, w połączeniu z wiecznie kontuzjowanym Baronem Davisem, Jeremy Lin pewnie nadal gniłby na ławce rezerwowych, a taktyka Nowego Jorku wciąż opierałaby się na haśle “piła do Carmelo, a jak coś, to niech Amar’e kombinuje, a reszta obcina i się uczy“. Efekty takiego “rozrysowywania akcji” prowadziły do sytuacji kuriozalnych,czasami Anthony oddawał po pięć rzutów z rzędu, nawet nie próbując nikomu podać. Winny temu był trener, a że nagroda jest za pierwszą połowę sezonu, nawet jeśli po powrocie Carmelo Knicks będą grali tak jak obecnie, statuetka należy się D’antoniemu tak jak Linowi własne łóżko.

Największy regres

W przypadku centra o aparycji ukraińskiego gangstera z lat dziewięćdziesiątych należy mówić w zasadzie o nagrodzie za całokształt twórczości, bowiem Łotysz już od kilku lat gra tak, jakby po świetnych w jego wykonaniu sezonach 2007-08 o 2008-09, kosmici ukradli mu talent. W tym roku Biedrins przechodzi jednak samego siebie. Andris spełnia przedsezonowe zapowiedzi nowego trenera Warriors , Marka Jacksona, który zapowiadał, że Biedrins zrozumiał co jest w życiu ważne i teraz będzie grał jak nigdy. Okazuje się, że Jackson miał rację: nigdy jeszcze Łotysz nie byłaż takim ścierwem,a pod pewnymi względami nikt nigdy nim nie był, Biedrins rzuca bowiem z linii osobistych ze skutecznością 20 procent. To nie błąd: DWADZIEŚCIA PROCENT W RZUTACH WOLNYCH. I choć osobiste nie są może ostatecznym kryterium oceny zwłaszcza wysokich zawodników, to zbiórki już tak. Andris zalicza w tym roku średnio 4,6 zbiórki na mecz, więc zgodnie z zasadą Charlesa Barkley’a, nie jest nawet połową niskiego skrzydłowego (a jest niby centrem). Także zdobywanie 2,4 punku na mecz chwały nie przynosi, nawet jeśli Łotysz na parkiecie spędza zaledwie 17 minut w każdym spotkaniu.

Najgorszy rezerwowy

Lamar Odom

To, co stało się w tym roku z Odomem, potwierdza mądrość  staropolskich powiedzeń, oraz  staropolskich cytatów. Niezadowolony z przenosin do Dallas i z jeszcze bardziej niezadowoloną z tego powodu żoną, ubiegłoroczny najlepszy rezerwowy ligi w Dallas umarł niemal tak nagle jak ktoś inny w tym samym miejscu 48 lat wcześniej. Statystki Odoma z tego sezonu przypominają ubiegłoroczne osiągnięcia honorowego patrona tej nagrody, Gilberta Arenasa; Lamar  rzuca ze średnią skutecznością na poziomie 36 proc. z gry, 27 za trzy, 58 z rzutów osobistych, a do tego notuje 4,5 zbiórki i niecałe 8 punktów na mecz. Dallas po trudnym początku sezonu jakoś sobie radzą, ale zasługi dwukrotnego mistrza NBA nie ma w tym żadnej. Większym wzmocnieniem drużyny Mavs jest bowiem nie tylko Vince Carter, ale nawet Delonte West. I pomyśleć, że jeszcze rok temu to o Lamarze mówiono, że został okradziony z należnego mu udziału w Meczu Gwiazd. Przy jego obecnej formie bardziej zasadny były udział w najgorszym turnieju w historii Weekendu Gwiazd, niesławnym Shooting Stars. I to w charakterze byłego zawodnika.

Najgorszy obrońca

Steve Blake

O ile śmierć Dereka Fishera jest zrozumiała, bo w tym wieku ludzie po prostu umierają, o tyle w przypadku Steve’a rzecz jest zastanawiająca, bo do niedawna był on w miarę przyzwoitym zawodnikiem, a  32 lata to jeszcze nie tragedia. Tymczasem w tym sezonie Blake nie jest w stanie kryć nikogo: szybcy rozgrywający jak Jeremy Lin czy Steve Nash mijają go łatwiej niż Borys Diaw połyka kolejne hamburgery, a silniejsi, w stylu Derona Williamsa przepychają go jak im się żywnie podoba. Poza Kobe Bryantem Lakersi nie mają żadnego obwodowego obrońcy, który byłby w stanie ustać w sytuacji jeden na jeden, dlatego kolejni rozgrywający notują przeciwko nim rekordowe występy w sezonie. W Play-Offach ta ich słabość będzie wykorzystywana jeszcze brutalniej, można więc oczekwiać, że np. Russell Westbrook bądź Chris Paul przeciwko Lakers pobiją kilka rekordów strzeleckich.

Najmniej wartościowy zawdonik

Carmelo Anthony

Wybór kontrowersyjny, ale tylko na pozór. Anthony należy do ścisłej czołówki gwiazd NBA, miał być liderem Knicks i ich nadzieją na wyczekiwany od niemal 40 lat tytuł mistrzowski. I pewnie udałoby mu się to, gdyby w koszykówkę grano dwoma piłkami. W ten sposób pozostali zawodnicy Knicks mogliby wykonywać ustalone wcześniej zagrywki, grać w obronie, podawać do siebie co najmniej dwa-trzy razy w każdej akcji, a Carmelo mógłby skupić się na tym, co wychodzi mu najlepiej: grze jeden na wszystkich, wszyscy na jednego. O taktyce, która Nowy Jork stosuje gdy Anthony jest na boisku już wspominaliśmy, warto więc tylko dodać, że sam Carmelo w pewnym momencie zrozumiał, iż coś jest nie tak, nie był jednak do końca pewien, czy to jego wina. Po meczu, w którym trafił10 z 30 rzutów z gry zastanawiał się “może za dużo rzucam? Może powodzianinem rzucać mniej? Ale co to za zabawa, rzucać mniej, czy ja jestem Chrisem Boshem?” Efektów, jakie to filozofowanie będzie miało na grę Anthonego nie zdążyliśmy poznać, fakty jednak są takie, że w momencie odniesienia przez niego kontuzji bilans Knicks wynosił 8-15, a teraz 16-16. Należy mieć nadzieję, że Carmelo doda dwa do dwóch i wzorem Kobego zrozumie, że podanie czasem piłki wstydu nie przynosi, a niektórym wyszło to nawet na dobre.

Daily KATOWNIK-O-METER: 29/12/2011

Katownik Nocy

Kevin Durant, ocena 4,5/5

Durant po raz pierwszy, po raz drugi… Kto da więcej? Nikt więcej nie dał i niewielu jest w stanie dać z siebie tyle, żeby mu dorównać albo próbować powstrzymać. W świetnym, trzymającym w ciągłym napięciu meczu, Kevin zagrał tak, że gdyby widział to James Naismith, zamiast koszykówki wymyśliłby „durantówkę”. Końcówka trzeciej kwarty z asystą do Daequana Cooka (który ten fragment gry zamknął celną trójką z rogu) przypomniała nam czasy „kiedy jeszcze grał Jordan”. Jego powietrzna wysokość (któremu przy okazji gratulujemy kryzysu wieku średniego zaręczyn) nie raz kończył spotkania dzieląc się piłką z kolegami z drużyny, którzy ustawieni byli na lepszych pozycjach. Dla przykładu: Dirk podał w końcówce do Cartera bo sam nie miał co zrobić z piłką; w przypadku Duranta natomiast widać było, że miał to zaplanowane wcześniej. Choć jest to nad wyraz wymowne, nie powinno nas dziwić, jeżeli pamiętamy jak gorliwie KD bronił (i – niestety – nadal musi to robić) Westbrooka przed atakami opinii publicznej. Kevin nie zakończył tego meczu po lebronowsku, czyli zrzucając odpowiedzialność za ewentualną porażkę na innych. Wręcz przeciwnie, na 1,4 sekundy przed końcem spotkania, przy akompaniamencie finałowej syreny, trafił trójkę na miarę zwycięstwa nad – nie byle jakim przecież – rywalem. Aha, statystyki: 30 punktów (10/16 z gry z czego 3/5 za trzy), 11 zbiórek, 6 asyst i 2 bloki. Nuff said.

Kalecznik Nocy

Anthony Morrow, ocena -4/-5

Na drugim biegunie koszykarskiego świata jest gówniany zawodnik z gównianej drużyny. Jest coś na rzeczy, jeśli jedyny kozak w swojej drużynie dissuje resztę. W wywiadzie dla New York Timesa Deron Williams przyznał, iż żadnym sekretem nie jest, że potrzebują zawodników wysokiego poziomu, bo aktualnie w Nets nie ma graczy pierwszopiątkowych. Jednym z takich łże-pierwszopiątkowców jest łże-rzucający łże-obrońca Anthony Morrow, który w meczu przeciwko łże-contenderowi z Orlando trafił 2 z 10 rzutów. Przestrzelił wszystkie 3 trójki, 2 razy zbierał, 1 asystował i 2 razy stracił piłkę. Nuff said, D-Will.

bjb


Ps.  Starożytni Grecy wyznawali ideał kalokagatii, my zaś – bogatsi o cały duchowy dorobek Europy – wprowadzamy katokaletię, kategorię opisującą najlepsze (katownictwo) i najgorsze (kalecznictwo) występy w świecie koszykarskich idei.

Daily KATOWNIK-O-METER: 26/03/2011

Katownik Nocy

Derrick Rose, ocena 4/5

No, he didn’t! Może i Bucks nie są teraz w najlepszej formie, ale właśnie wtedy, kiedy zaczęli wygrywać pojawił się przyszły MVP sezonu regularnego i zgasił ich totalnie. D-Rose grając przez 40 minut rzucił 30 punktów (trafiając ponad połowę rzutów z gry i nie trafiając ani jednej z trzech trójek), zebrał 3 piłki i rozdał aż 17 asyst, ustanawiając tym samym rekord kariery! Wiem, że NBA cierpi na nadmiar klasowych rozgrywających ale – choć nigdy nie byłem fanem talentu młodego byka – Derrick razem z Russellem Westbrookiem będą stanowić o sile ligi i wyznaczać w niej standardy katownictwa. Umarł Deron Williams (i Chris Paul też trochę), niech żyje Derrick Rose, który już dzieckiem w kolebce łeb urwał Hydrze (Heat), młody zdusił centaury (Lakers, Celtics, San Antonio) i do nieba pójdzie po laury (mistrzostwo NBA czy tylko tytuł MVP?)!

Anty-Katownik Nocy

Brook Lopez, ocena -4/-5

Przyznam się, że udało mu się mnie zmylić. Od czasu londyńskich rozgrywek wyglądało na to, że lepszy bliźniak postanowił w końcu nie robić sobie żartów z Avery’ego Johnsona i zaczął zbierać. Zdarzało mu się oscylować w okolicach dychy, ale ostatnimi czasy chyba zbytnio przyzwyczaił się do tego, że w czyszczeniu desek wyręcza go (napędzany naturalnym lidibo) Kris Humphries. W spotkaniu przeciwko odrodzonym Jastrzębiom z Atlanty Brook nie latał zbyt wysoko. Jeżeliby chcieć kontynuować ornitologiczne nawiązania, to jedyną postacią, do której można byłoby go porównać byłby wróbelek Elemelek… Do tego, że Lopez skacze po zbiórki jak pingwin już nas zdążył przyzwyczaić, ale że zamiast rzucać punkty chowa głowę w piasek? Tego jeszcze nie było. Tak czy inaczej Brook skończył przegrane spotkanie z Hawks z dorobkiem 6 punktów, 0 zbiórek (po raz kolejny!), 2 asyst i strat. Wygląda na to, że jeden Birdman w lidze nam wystarczy…

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 21/03/2011

Katownik Nocy

Dwight Howard, ocena 3,5/5

Dwight jest już stałym bywalcem naszej rubryki dlatego nie chciałem go znowu wyróżniać. Szczególnie biorąc pod uwagę, że Magic grali przeciwko gorącym jak wczorajsza herbata Cavaliers. Powiecie, że Cavs są gównem. Jasne, ale Magic też byliby, gdyby nie Howard. Jest w stanie co noc zaliczać występy na poziomie +20 punktów, +10 zbiórek i jeszcze dorzucić do tego parę bloków. Cały ten wysiłek idzie przysłowiowej sroce pod ogon, kiedy okazuje się, że Orlando – jeszcze do niedawna uważane za poważnego contendera do tytułu – męczy się z Bucks, Pistons czy Cavs! Fajnie, że wygrali, ale gdyby do tej listy zwycięstw dodać Timberwolves mielibyśmy spis najgorzej ostatnio prosperujących drużyn w NBA! Dlatego mimo, że wczorajsze 28 punktów (9 na 11 z gry i 10 na 12 z linii!), 18 zbiórek, 4 asysty i 4 bloki robią wrażenie, to po pierwsze: Dwight przyzwyczaił nas do takich występów, po drugie: dla niego granie przeciwko Cleveland to jak wciągnięcie lewą dziurką od nosa kaszki z mleczkiem. Z trzeciej strony to, jak koledzy z drużyny marnotrawią jego wysiłki woła o pomstę do nieba (i zmianę nazwy na Orlando Howards) więc niech ma tego Katownika i się cieszy!

Anty-Katownik Nocy

Stephen Graham, ocena -2,5/-5

To jest dopiero pech! Nie dość, że jego drużyna nie jest na szczycie tabeli (mimo że Brook jakby zaczął zbierać) a beznadziejnie grający Deron Williams pauzuje, co dało mu szansę dłuższego występu, to od razu dostaje Anty-Katownika! Cóż, jego wczorajszy występ jest dowodem na to, że był powód dla którego grzał ławę zarówno w New Jersey, jak i milionie innych drużyn, w których grał. W 23 minuty udało mi się chybić wszystkie rzuty (w tym dwie trójki), zebrać 1 piłkę, asystować 4 razy, ale też popełnić jedną stratę i 3 faule.  Mimo, że zasłużył na dużo surowszą ocenę, to nie mam serca dawać takowej murzynowi, który śmieje się jak Xzibit.

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 14/03/2011

Katownik nocy

Al Jefferson, ocena 4/5

Przed rozpoczęciem sezonu Deron Williams oszukał Big Al’a, mówiąc, że zrobi z niego uczestnika Meczu Gwiazd. Jefferson szybko przejrzał blef rozgrywającego i zorientował się, ze Deronowi zależy tylko na jednej osobie – nim samym. Zniechęcony Al grał przeciętnie, notował średnie w okolicach 16 punktów i 9 zbiórek na mecz, nie było to jednak to, na co liczyli szefowie Jazz, przechwytując za darmo Jeffersona z Timberwolves. Kiedy jednak zespół opuścił odpowiedzialny za odejście trenera Sloan’a łapserdak Williams, Al zaczął pokazywać na co go stać. Jego statystyki z lutego i marca to osiągnięcia nie tyle na poziomie All-Star, co wręcz MVP (przy założeniu, że Utah wygrywaliby częściej niż raz na 28 meczów). 24 punkty i 10 zbiórek w lutym (kiedy jeszcze ponad pół miesiąca grał z Deronem), oraz 27 punktów i 12 zbiórek w marcu. Na wyróżnienie zasłużył już dawno, zazwyczaj jednak Jazz przegrywali. Tym razem rewelacyjny występ Jeffersona (30 punktów, 17 zbiórek, 6 asyst, 2 bloki) dał zwycięstwo Utah i to z dobrze dysponowanymi ostatnio Sixers.

Anty-katownik nocy

Jrue Holiday, ocena -4/-5

Wybór był duży, bo marnie zagrali dziś także Aaron Brooks, George Hill, Al-Farouq Aminu, oraz, jak zawsze, honorowy już Anty-katownik, Gilbert Arenas. Wygrywa jednak Jrue, gdyż do katastrofalnej skuteczności z gry (2/11), dołożył więcej strat (cztery) niż asyst (trzy). Dwa mecze temu, w wygranym spotkaniu z Bostonem, Holiday oddał 13 rzutów, trafiając tylko 4. W następnym, przegranym z Milwaukee, bardziej się już pilnował, trafił trzy z czterech, i najwyraźniej uznał, że można znów sypać. Lepiej jednak się pilnować, bo nie do dziś wiadomo, co może się stać tym, którzy tego nie robią.

TPB.

Daily KATOWNIK-O-METER: 28/02/2011

Katownik nocy

Al Jefferson, ocena 2,5/5

Po nocy takiej jak ta każdy ma szanse zostać katownikiem. Nie trzeba rzucić 40 punktów, mieć mega skuteczności, a nawet wygrać meczu. I taki właśnie średniokatowniczy występ zaliczył dziś nowy (po odejściu Derona) lider Utah. 28 punktów i 19 zbiórek robi wrażenie, ale po pierwsze Jazz spotkanie z Bostonem przegrali,  po drugie wyczyn Jeffersona blednie w porównaniu z tym co właściwie w każdym meczu (a już dwa dni temu zwłaszcza) robi Kevin Love. Warto jednak docenić Big Al’a za to, że odkąd gra bez Williamsa, mocno poprawił swoje statystyki. Nie przekłada się to co prawda na lepsze wyniki drużyny, ale niech ma łatwo.

Anty-katownik nocy

Jeff Teague, ocena -3/-5

Tak jak nikt dziś nie skatował, tak też nikt się specjalnie nie ośmieszył. Wyróżnienie należy się jednak rozgrywającemu z Atlanty, gdyż obala on mit o tym, jak to pełni energii i wielce utalentowani młodzicy nie mogą się doczekać szansy na grę przez blokujących im miejsce weteranów. Teagowi miejsce rzekomo zabierał Mike Bibby, po którego odejściu drugoroczniak miał pokazać na co go stać. No i pokazał – w pierwszym meczu bez Bibbiego (przeciwko Golden State), Jeff przez 26 minut zanotował 6 punktów i tyle samo asyst, przy skuteczności 2/9 z gry. W drugim, z Blazers, grał już tylko 13 minut, w ciągu których znów miał tyle samo asyst, co punktów, niestety obydwie te statystyki były wyrażone liczbą 2. W dzisiejszym spotkaniu z Denver Teague spędził na boisku aż  35 minut. Efekt? 1/6 z gry, 6 asyst, 7 punktów i porażka Hawks. Trzy mecze nie muszą jeszcze niczego przesądzać, ale Rondo z niego raczej nie wyrośnie.

TPB.

Grafiki transferowe

W przypadku Davisa nie musi to być prawdą, bo Cleveland ewidentnie zaczyna przebudowę gromadząc picki i pozbywając się zbędnego ścierwa.

Derona nie nazwałbym przynętą bolszewika, ale faktycznie wraz z przeprowadzką do Nets relacja między nim a Chrisem Paulem jest mniej więcej taka, jak między New Jersey a New Yorkiem.

Danny Ainge dosłownie operował na żywym organizmie, miejmy nadzieję, że go nie zabił pozbywając się Perka i Nate’a, w zamian za Nenada i Greena. Plus ściągnął z NBDL “centra” chudszego od Warricka, który jeszcze nie tak dawno grał w Turowie.

Thomas jest bad boyem nawet jak nic nie robi, bo okazuje się, że to od niego wypływały wszystkie plotki dotyczące Nowojorczyków. Carmelo raczej nie zmieni oblicza Knicks w tym sezonie o czym najlepiej świadczy porażka z nie-mającymi-kim-grać Cavaliers.

bjb (via tauntr.com)

Jak (i po co) oni wymieniąją

Takiej gorączki wymian przed końcem okienka na transfery nie pamiętają nawet najstarsi ludzie świata. Uwagę zwraca nie tylko ilość transakcji, ale przede wszystkim ich jakość, bo transfery nie ominęły pierwszoplanowych postaci ligi. O wymianie na linii Denver-Nowy Jork pisali już wszyscy (w tym my), jednak ten ruch był początkiem, a nie końcem zmian, które zmieniły oblicze NBA i to nie tylko na ten, ale i kilka najbliższych sezonów. Warto więc krótko podsumować każdy z tych transferów, co też zrobiliśmy:

Deron Williams do New Jersey, Devin Harris i Derick Favors i pick w drafcie  do Utah

Plusy dla Jazz:

-Zemsta na Deronie za zamęczenie Jerry’ego Sloana, co spowodowało rezygnację trenera z funkcji, którą pełnił od 247 lat,

-pozyskanie młodego i perspektywicznego (choć na razie zawodzącego) wysokiego, który, jeśli się rozwinie, będzie podporą Jazz przez długie lata,

-brak ryzyka, że za dwa lata, kiedy skończy się kontrakt Derona, zostaną na lodzie jak Cleveland i Toronto w ostatnie wakacje,

-pokazanie, że klub nie pozwoli sobie na bycie szantażowanym nawet przez największe gwiazdy.

Plusy dla Nets:

-Pozyskanie zawodnika z wielkim nazwiskiem, wokół którego można budować mocny zespół,

-pozbycie się przepłaconego Devina Harrisa.

Minusy dla Jazz:

-Utrata lidera, który w odpowiednim otoczeniu niemal gwarantował coroczny udział drużyny w playoffach,

-przejęcie kontraktu Devina Harrisa, co w połączeniu z umowami Millsapa i Jeffersona utrudnia ewentualne podpisywanie umów z wolnymi agentami.

Minusy dla Nets:

-Zrezygnowanie z zawodnika, którego wybrało się w drafcie z trzecim numerem, może się okazać dużym błędem.

Kendrick Perkins i Nate Robinson do Oklahomy, Jeff Green i Nenad Krstić do Bostonu

Plusy dla Thunder:

-Potężne wzmocneinie pod koszem, czyli w miejscu, gdzie Oklahoma miała największą dziurę,

-jeśli Perkins dobrze wkomponuje się w zespół, Thunder nie będą ustępować już siłą podkoszową Spurs i Mavs, a do Lakersów zdecydowanie się pod tym względem zbliżą,

-w przypadku podpisania nowego kontraktu z Perkiem po sezonie, Oklahoma dysponować będzie bardzo silną i bardzo młodą drużyną, która przez najbliższą dekadę może walczyć co roku o tytuł,

-Nate sprawi, że i tak całkiem mocna ławka Thunder jeszcze zyska na jakości,

-koniec strachu o to, że Green odejdzie  po sezonie za darmo (choć Perkins może zrobić to samo).

Plusy dla Celtics:

-Green jest na tyle uniwersalny, że może być zmiennikiem zarówno dla Garnetta, jak i Pierce’a,

-jest też na tyle dobry, że będzie stanowił przewagę nad właściwie każdym rezerwowym skrzydłowym z dowolnej drużyny,

-Krstić nie jest może bydlakiem, ale trochę się przyda, tym bardziej, że ma rzut.

Minusy dla Thunder:

-Utrata wszechstronnego skrzydłowego, który mógł grać na dwóch pozycjach i doskonale znał system gry Thunder, gdyż występował tam już czwarty sezon.

Minusy dla Celtics:

-Utrata podkoszowego obrońcy, z którym Garnett tworzył jeden z najlepszych defensywnych duetów podkoszowych w lidze,

-koniec mitu o niezwyciężonej piątce Rondo-Allen-Pierce-Garnett-Perkins,

-w przypadku kontuzji Shaqa jedynym zdrowym centrem w składzie Bostonu będzie Krstić, który nie jest tytanem defensywy,

-możliwe pogorszenie atmosfery w drużynie, w której Robinson pełnił rolę dobrego ducha, a Perkins ostoi i opoki,

-brak jakiegokolwiek rezerwowego dla Rondo do czasu powrotu Delonte Westa,

-pokazanie rywalom, że Celtics nie są tak pewni swego jak mogło się wydawac przez cały sezon.

Gerald Wallace do Portland, Joel Przybilla, Dante Cunningam, Shawn Marks i dwa picki w drafcie do Charlotte

Plusy dla Blazers:

-Ubezpieczenie na wypadek gdyby kolana Brandona Roya nie nadawały się mimo operacji do użytku,

-wzmocnienie za półdarmo obrony i ataku wszechstronnym zawodnikiem na poziomie All Star

-pozbycie się niepotrzebnych kontraktów.

Plusy dla Bobcats:

-Poprawienie sytuacji kontraktowej, szansa na walkę o któregoś z wolnych agentów już w te wakacje.

Minusy dla Blazers:

-Gdyby (co mało prawdopodobne) Wallace się nie sprawdził, Blazers pozostaną z jego kontraktem jeszcze na 2,5 roku.

Minusy dla Bobcats:

-Utrata lidera i symbolu drużyny, który grał w niej od samego powstania

-mniej lub bardziej oczywiste wycofanie się z wyścigu o playoffy,

-rozpoczęcie kolejnej już przebudowy składu, na co kibicom może nie starczyć cierpliwości.

Wymiany Barona Davisa za Mo Williamsa, Shane’a Battiera za Hasheema Thabeeta i Aarona Brooksa za Gorana Dragića, choć interesujące, nie zmienią raczej przyszłości świata, nie będziemy się więc nimi szczegółowo zajmować.

TPB.

Daily KATOWNIK-O-METER: 21/02/2011

Katownicy nocy

Donnie Walsh, ocena 4/5

Siedmiomiesięczna saga katorga z Carmelo w roli głównej dobiegła końca, a zawdzięczamy to właśnie GM z Nowego Jorku. Warto przy tek okazji wyjaśnić kilka spraw. Po pierwsze Carmelo to nie LeBron, więc jego przyjście nie robi z Knicksów jednego z faworytów do tytułu. Z pewnością jednak duet Amar’e-Carmelo jest jednym z najlepszych w ataku duetów w lidze, zdolnym do wygrywania pojedynczych meczów w sezonie bez większej pomocy reszty drużyny. Po drugie, jeśli Chauncey Billups mimo wcześniejszych zapowiedzi postanowi dokończyć sezon w Nowym Jorku, to zamiana Feltona na niego nie musi osłabić drużyny. Billups to mistrz NBA, lider szatni każdej drużyny w której grał (poza tymi 7589 zespołami , w których był przed Detroit), a za trzy rzuca nie gorzej niż Felton. Jest też o dwa lata młodszy od Steve’a Nasha i o trzy od Jasona Kidda, więc jeśli podpisze latem nowy kontrakt, Knicks nie będą musieli desperacko polować na Chrisa Paula ani tym bardziej na łapserdaka Derona Williamsa. Po trzecie, wielu fachowców mówi, że Knicks mogli poczekać do wakacji i wtedy podpisać Carmelo za darmo. Proszę tak nie mówić! LeBron też miał podpisać kontrakt w NY, a wiadomo jak się to skończyło. Poza tym w przypadku lockoutu wszystkie plany mogą wziąć w łeb. A tak, po 40 meczach i play-offach w barwach Knicksów, Carmelo raczej nie będzie chciał przejść ani do Houston, ani tym bardziej do martwych New Jersey. Teraz przed Walshem ostatnie zadanie-dodać do składu jeszcze ze 2-3 niezłych zawodników (poza Corey’em Brewerem) i zmienić trenera, bo trudno sobie wyobrazić, że Mike D’Antoni poprowadzi drużynę z Billupsem na rozegraniu do prawdziwych sukcesów (i to nie Chauncey jest tu problemem).

Masai Ujiri, ocena 4/5

Generalny menedżer Denver stanął przed zadaniem teoretycznie niemożliwym-oddać największą gwiazdę drużyny, która w mniej ub bardziej jasny sposób dała do zrozumienia, że chce odejść i dostać w zamian coś więcej niż wybory w drugiej rundzie draftu i Anthony’ego Randolpha. Carmelo nie ułatwiał mu zadania, bo niejednoznacznymi wypowiedziami obniżał swoją wartość transferową. A jednak udało się! Za Melo i Billupsa (oraz Sheldena Williamsa, Renaldo Balkmana i Anthony’ego Cartera, ale c’mon), Denver otrzymali niewiele gorszego niż Billups, a o osiem lat młodszego Feltona, rzekomo (wg. D’Antoniego) najlepszego strzelca na świecie, Gallinariego, a także niskiego skrzydłowego z potencjałem, Wilsona Chandlera oraz bohatera najlepszego plakatu sezonu, Timofeya Mozgova. Także pick w pierwszej rundzie draftu 2014 piechotą nie chodzi, nawet jeśli będzie to raczej numer 26. niż 2. Tak czy inaczej, zamiast stracić Carmelo za darmo i być ścierwem jak Cleveland, Nuggets wyszli na tym całkiem nieźle. Dlatego to Pan Ujiri powinien sam przed sobą uchylić kapelusza.

TPB.

I’m HOT, you’re NOT! Część pierwsza – niewypały

Czyli jednorazowy, subiektywny przegląd koszykarskich stylówek. Nie będzie komentarzy butów, ciuchów, ani innych pierdół. Wyłącznie moje impresje, dotyczące tego, jak gracze prezentują się na parkiecie. Pierwsza piątka słabych stylów:

1. Nene Hilario.

Po tym jak zmienił fryzurę powinien też zmienić nazwisko – z Hilario na Hilarious. Będąc łysy wyglądał normalnie, cornrowsy a la Iverson też były spoko, ale to? Ja nie wiem czy to ma jakąkolwiek nazwę. Ni to dredy, ni to loki Varejao – do tego do połowy głowy przyległe, natomiast od potylicy sterczące jak sprężynki. Dodatkowy minus za uleganie wszechobecnej modzie na “brodę na Derona”.

2. Chris Paul.

Chris ma ten minus, że zupełnie nie ima się go czas. Kiedy tylko pojawił się w lidze doznawałem dysonansu poznawczego za każdym razem, gdy na niego patrzyłem. Słodka twarz grzecznego dwunastolatka nie pasowała do łysej głowy. To akurat nie było najgorsze – szczególnie w porównaniu z owłosieniem twarzy. Najpierw woził się z bródką Dwie Wyspy,

żeby potem zamienić ją w jedną z najgorszych tragedii, jaka może pojawić się w okolicach męskiej żuchwy, czyli klasyczną douchebag-beard.

Serio, o co chodzi z tym paskiem? Jedyne racjonalne wytłumaczenie, które przychodzi mi to głowy, to chęć zaznaczenia granicy między głową a szyja, bo od czasu kiedy przytyrał można było mieć problemy ze znalezieniem tego miejsca.

Wiem, że napisałem, że nie będzie o ciuchach, ale młody CP3 wygląda uroczo w tym tureckim swetrze. Hipsterzy całego świata, bierzcie przykład!

3. Robin Lopez

Razem z bliźniakiem Brooke’iem tworzą idealną parę do reklam korzystających ze schematu “przed i po”. Nie wiem po czym miałby być Robin, ale radzę mu zmienić dilera. Jeżeli nosi taką fryzurę, by odróżnić się od brata to naprawdę nie musi. W porównaniu z bratem jest tak słaby jak połączenie pudla… z jakimś strasznie słabym koszykarzem. Do tego zdarza mu się zapuścić wariacko długą brodę, z która wygląda jak marynarz w peruce klauna.

Poza tym ogólnie go nie lubimy bo zabiera Marcinowi cenne minuty.

Dla porównania obaj bracia.

4. Andrei Kirilenko

AK47 z uporem maniaka próbował stać się trensetterem w NBA, niestety jego pomysły jakoś nie przyjęły się w Stanach. A miał ich  sporo. Tu mały przekrój:

Najlepsze jest to, że nie przestał rozwijać swoich artystycznych pasji. Udało mu się nawet połączyć wszystkie powyższe fryzury w jedną (balejażo-irokezo-siano).

Na szczęście z czasem okrzepł i zrezygnował z ekstrawaganckich uczesań. Zrozumiał w końcu, że jednak nie zrozumiał amerykańskiej stylówy. W związku z tym powrócił do swoich słowiańskich korzeni. Zaczął od fryzury na Pomysłowego Dobromira, a skończył na klasycznym Piaście Kołodzieju.

5. Deron Williams

D-Will, choć kiedyś w moim – i nie tylko moim – rankingu był pierwszy, dziś jest ostatni jeżeli chodzi o stylówę. W przypadku Derona sprawa jest naprawdę prosta. Dwie rzeczy: włosy i broda.

Jest jedynym człowiekiem na świecie, który mając zwykłą fryzurę na przysłowiowego jeża, posiada również nietypową grzywkę. Młody Williams, kiedy tylko zaczął łysieć zapłacił grube miliony naukowcom z NASA, by ci sformułowali dla niego algorytm nawiązujący do proporcji Leonarda DaVinci, pozwalający wyliczyć długość mitycznej Grzywki Doskonałej. Nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale faktycznie Williams ma idealnie przyciętą grzywkę – tak, by zasłaniała łysinę. Niestety na środku czoła ma też przedziałek, który czasem psuje cały efekt. Jakby tego było mało, że wymyślił nową fryzurę, to jest też uznany oficjalnym wynalazcą anty-baków! Jako pierwszy człowiek na świecie postanowił mieć owłosienie na całej twarzy i głowie, poza okolicami uszu. Cóż za innowacyjność. Tylko najlepszy point guard na świeci mógł sobie pozwolić na taką ekstrawagancję.

Broda – klasyczna “na Derona”, czyli niby pełna, ale z wygoloną szyją, pekaesami i wąsami! Już sam brak baków przy owłosionych policzkach był absurdem, Williams jednak nie bał się pójść krok dalej i pozbyć się wąsów. Chapeau bas, D!

bjb