Posts Tagged ‘ Ginobili! ’

Wrócili(śmy)!!!

 

Image

W tegorocznych finałach konferencji było tak jak w wyborach do Europarlamentu – młodzi trochę poszaleli (pojedyncze mecze Paula George’a i Westbrooka, wejście “partii” Janusza Korwin-Mikkego do PE), prawdziwy sukces przypadł jednak w udziale znanym i lubianym (?) od lat. PO i PiS Spurs i Heat są drużynami starców i wbrew pozorom (a raczej wbrew potocznej opinii ludzi, którzy NBA śledzili raczej w czasach “gdy jeszcze grał Jordan”) to ci drudzy mają w pierwszej piątce więcej 30-latków. Jakie będzie to miało przełożenie na ostateczną rozgrywkę? Fuck if I know! Wiem(y) za to, że w typowaniu finałów jesteśmy lepsi niż ośmiornica Paul, dlatego znowu niesiemy kaganek oświaty, dzięki czemu po przeczytaniu niniejszej zapowiedzi (albo samego wyniku na dole), będziecie mogli błyszczeć na imprezach; obcy ludzie będą stawiać Wam szampana, a ich kobiety oddawać się Wam w toaletach. Czyli choć przez chwilę będziecie żyć jak Rick Ross.

Image

Aby w pełni docenić, jak wyjątkowy jest zbliżający się rewanż za finały 2013, warto uświadomić sobie kilka faktów. Po pierwsze, w Heat startowym centrem i to na poziomie all-star jest dinozaur!!! zawodnik, który nie zbiera nawet siedmiu piłek w meczu. Po drugie, po raz ostatni te same drużyny spotkały się w finale rok po roku w czasach “GDY JESZCZE GRAŁ JORDAN”! Po trzecie, Tim Duncan ma szansę zostać mistrzem 15 lat po swoim pierwszym tytule, co oznacza, że wśród największych gwiazd ligi w całej jej historii ustępowałby jedynie Kareemowi Abdul-Jabbarowi, którego pierwsze i ostatnie mistrzostwo dzieliło 17 lat. Po czwarte, Heat są zaledwie czwartą drużyną w historii, która czwarty raz z rzędu zagra w finałach. Po piąte, będzie to klasyczna rywalizacja o rząd dusz między narodową  prawicą (w Heat nie ma ani jednego obcokrajowca) a kosmopolityczną lewicą (w samej pierwszej piątce Spurs jest trzech zawodników urodzonych poza USA, w całej kadrze ośmiu).

Image

Po tym godnym posła Iwińskiego popisie wiedzy bezużytecznej, przechodzimy już do pytań! Minął rok, odkąd Heat obronili tytuł w okolicznościach równie absurdalnych co mitotwórczych. Dla jednych ostatnie sekundy szóstego meczu tamtej serii będą dowodem na istnienie Boga, który w dodatku jest fanem Miami, dla innych potwierdzeniem teorii spiskowej Davida Blaine’a, dla jeszcze innych kolejnym przykładem przypominającym, że koszykówka nie jest dużo lepsza od piłki nożnej i też rządzi nią przypadek. Tak czy inaczej, dzięki temu zwycięstwu (i późniejszemu w meczu siódmym) zrodził się mit niepokonanych Heat (wut wut wut wut). Tymczasem jest to drużyna uzależniona od jednego zawodnika, który choć wciąż jest najlepszy na świecie, momentami zaczyna przypominać człowieka, a to zły znak dla bandwagonerów kibiców drużyny z Florydy. Zarówno statystyki LeBrona z całych Playoffów, jak i jego dramatycznie nędzny występ w piątym meczu serii z Indianą pokazują, że absolutny szczyt możliwości “Michaela Jordana naszych czasów” może zbliżać się ku końcowi. Tymczasem z LeBronem-śmiertelnikiem Heat są jednymi z najsłabszych finalistów w ostatniej dekadzie. W pierwszej piątce poza Jamesem gra bowiem jeszcze pół-inwalida, pół-center, rozgrywający, który nie rozgrywa (bo robią to za niego LeBron i Wade) i wymiennie starzec pół-emeryt, który po sezonie zostanie komentatorem i starzec, który ostatnio potrafi głownie straszyć dzieciaki. Z kolei ławka mistrzów NBA składa się przede wszystkim z zawodników sympatycznych, którzy regularności mogliby pozazdrościć JR Smithowi, a młodego wieku Adamowi Hofmanowi. Jak to się stało, że taka zgraja nygusów dotarła jednak do finału? I. LeBron wciąż jest jednak zazwyczaj Bogiem. II. Wschód wciąż jest jednak gównem.

Image

Tymczasem Spurs nie tylko nie polegają na jednym zawodniku, oni są nawet w stanie wygrać najważniejszy mecz w sezonie grając drugą jego połowę bez najlepszego rozgrywającego na świecie. Także ich rzekomo podeszły wiek, jako się rzekło, nie powinien stanowić poważniejszego problemu. Poważny problem będzie za to miała defensywa Heat, która stanie naprzeciw atakowi, który momentami (drugi i piaty mecz z Blazers, pierwszy, drugi i piąty z Thunder) wygląda na najlepszy w nowożytnej historii NBA. Także przewaga, którą rezerwowi z San Antonio mieli niemal w każdym meczu tegorocznych Playoffów (w opór mocniejszej konferencji zachodniej) w finałach będzie zapewne widoczna i dla Heat bardzo bolesna.

Image

Czy to wszystko oznacza, że wystarczą cztery zarwane noce, żeby obejrzeć na żywo wszystkie mecze koronacji Spurs rywalizacji Heat-Spurs? Nie, a powód jest taki sam jak od czterech sezonów – LeBron James. Może (na pewno) w zastraszającym tempie traci włosy. Może (raczej) zbliża się do momentu, kiedy nie będzie już najlepszym atletą na świecie bez względu na dyscyplinę sportu. Może (You bet) jego koledzy z drużyny (poza Wadem i może Boshem) nie byliby gwiazdami w Zgorzelcu Milwaukee. Wciąż jednak jest abslutniebezwzględnieniezaprzeczalnieokurwawiadomoZDECYDOWANIE! największym katownikiem w całej lidze. Czy to, podobnie jak rok temu, wystarczy do pokonania najlepszej drużyny ostatniej dekady?

Image

Hellllll nooooo! Stara zasada mówi, ze finały wygrywa drużyna, w której gra ich najlepszy zawodnik. Tyle tylko, że jak od stuleci powtarzają Europosłowie za kierownicą napaleni nastolatkowie swoim dziewczynom, “zasady są po to, żeby je łamać”. Dlatego tym razem wygra drużyna, która jest najlepsza na świecie. A tą najlepszą włoską drużyną są w tym roku Spurs, toteż

Typ Krytyki: Spurs 4-3

TPB.

PS. Na ewentualne pytanie/a “Ma pan dowód? Ma pan dowód? Ma pan dowód? Ma pan dowód? Ma pan dowód? Ma pan dowód? Ma pan dowód?” – będę miał za niecałe dwa tygodnie.