Daily KATOWNIK-O-METER: 14/02/2011

Katownik Nocy

Carlos Delfino, ocena 2/5


Argentyńczyk, który wygląda jak turecki podrywacz, został Katownikiem Nocy Bez Katowania. Nikt nie rzucił dziś nawet 30 punktów, nie było defensywnych popisów (choć Gerald Wallace ładnie zajął się Kobem), ani buzzer-beaterów. A Delfino nie tylko poprowadził Milwaukee do pierwszego zwycięstwa od stu lat, ale też pobił swój rekord kariery w trójkach (7), zdobył 26 punktów, zebrał 9 piłek, miał 3 przechwyty i tylko jedną stratę. Nieźle jak na kogoś, kto dwa miesiące sezonu przesiedział na ławce w garniturze z powodu wstrząsu mózgu.

Anty-Katownik Nocy

Chris Shannon Brown, ocena -2/-5

Shannon, w przeciwieństwie do swojego alter-ego Chrisa Browna, nie bije swojej śpiewającej R’n’B dziewczyny, tylko pokazuje jej śmieszne filmy z You-Tube’a na iPadzie. No i brawo, ale że nie jesteśmy Magdaleną Środą, sprzątanie brudnych skarpet i rozwiązywanie konfliktów bez posuwania się do przemocy nie uchroni go przed krytyką. Brown miał w meczu z Charlotte 2/9 z gry, po jednej stracie, asyście i przechwycie, i choć raz kogoś zablokował, to i jego zablokowano. Nie jest to może występ tak żenujący, jak  chociażby ten Paula Pierce’a z niedzieli, ale chwalić się też nie ma czym. Od takiego słodziaka zwłaszcza w Walentynki można oczekiwać więcej!

TPB.

Weekly Gortat Watch: 7/02 – 13/02/2011

Czyli cotygodniowy przegląd występów naszego jedynego Marcina w NBA. Jedyna taka pariotyczna kolumna na świecie, w internecie i w ogóle… Tylko dla Prawdziwych Polaków Katolików!

W tym tygodniu bywało różnie. W obu spotkaniach z Warriors Gortat nie zanotował oszałamiających statystyk, choć jego obecność na parkiecie jak zwykle była widoczna, szczególnie jeżeli chodzi o zastawianie bronionej deski. Dwukrotnie – raz bardziej, raz mniej – otarł się o double-double, jednak nie pokazał tej energii i hustlingu, za który go tak cenimy. Nie pokazał, bo i nie musiał – Suns spokojnie poradzili sobie ze swoją młodszą siostrą, drużyną z Golden State, która (nawet jeśli) lepsza ofensywnie, to defensywnie kuleje, a podkoszowi Wojownicy to przeciwnicy nie najtrudniejsi. Może dlatego Marcin troszkę przysnął w obronie, nie blokując ani jednego rzutu zarówno w poniedziałek jak i w czwartek.

W piątek sprawy miały się nieco inaczej, ciutkę lepiej. Suns grali wtedy z Jazz, którzy po raz pierwszy od czasu, kiedy żyję na tym świecie grali bez wsparcia Jerry’ego Sloana. Marcin zagrał bardzo solidnie w ataku rzucając 12 punktów i zbierając 10 piłek, z czego 3 z atakowanej tablicy. W obronie natomiast fenomenalnie powstrzymał Ala Jeffersona, który trafił jedynie 2 rzuty z 14 oddanych! Ten mecz był bardziej wyrównany i potrzebne było większe zaangażowanie, niż w poprzednich spotkaniach. Gortat nie zawiódł.

“Niedziela będzie dla nas” – ten refren piosenki Polak musiał powtarzać w myślach jak mantrę przed kolejnym już spotkaniem z Kings w barwach Suns. Tym razem mecz odbył się w Arizonie, a DaMarcus Cousins, który w poprzednim meczu robił z Marcinem co chciał (choć trzeba zaznaczyć, że Gortat jako jedyny stawiał opór, bronił i nawet zaliczył ważny blok na młodym centrze z Sac-town w końcówce, ale w ostatniej akcji dał się nabrać na jego pump-fake), został zawieszony w związku z jego niezadowoleniem z rozgrywania końcowych akcji przez Evansa. Wydawało się, że wszystko pójdzie gładko i tak też wyglądał pierwsza połowa, gdzie Polak raz po raz zawstydzał Jasona Thompsona nie pozwalając mu znaleźć się nawet w okolicy bronionego przez siebie kosza. U skrzydłowego Kings wywołało to frustrację, którą w już pierwszej kwarcie przekuł na dwa głupie faule w ataku walcząc o zbiórki, dzięki czemu Marcin łatwo zdobył 4 punkty z linii rzutów osobistych. W drugiej kwarcie zaczął grać ze Stevem Nashem, co najpierw poskutkowało sprajtem (co ważne, piłka odbiła się od wewnętrznej części obręczy, więc ewidentnie Gortat po prostu chciał za bardzo – reakcja na ten nieudany wsad na zdjęciu powyżej), którym przynajmniej trochę postraszył obronę Królów, a potem już klasycznym, oburęcznym monster-dunkiem. Druga połowa w wykonaniu Polaka wyglądała z grubsza rzecz ujmując podobnie, z zastrzeżeniem, że pozwolił na trochę więcej Samuelowi Dalambertowi. Powtórzył się ZNOWU syndrom czwartej kwarty, który zaważyła na wyniku tego spotkania. Co istotne, w końcówce pudłowali obwodowi, Marcin nie dostawał piłek, nie mógł próbować grać tyłem do kosza. Szkoda, tym bardziej, że tego dnia szło mu bardzo dobrze. Zaliczył 20 punktów, 12 zbiórek i 3 bloki, co jest jego drugim najlepszym meczem w karierze. Jego dyspozycję fajnie określił jeden z komentatorów mówiąc “There’s love [a może Love?]  in the air… there’s also Polish Hammer in the air!”.

Co nam mówią występy Polskiego Młota z tego tygodnia? Nie chcę przedwcześnie prorokować, ale wydaje mi się, ze rozjaśniają wątpliwość z zeszłotygodniowego tekstu dotycząca korelacji między dyspozycją Gortata a wynikami zespołu. Jego bardzo dobra gra okazuje się nie być niezbędna, by Suns mogli wygrywać. Alvin Gentry to czuje i dlatego pozwala mu dłużej odpoczywać na ławce, czuje też to pewnie sam zainteresowany oddając trochę mniej rzutów. Zaznaczyć należy, że nawet jeśli gra krócej, nie schodzi poniżej poziomu przyzwoitości oscylując w okolicach double-double. Kiedy natomiast jest potrzeby i trener daje mu szansę – nie zawodzi. Nie zdarzyło mu się nie mieć dwucyfrowych wyników w punktach i zbiórkach grając pół godziny lub dłużej. Dobrze odzwierciedlają to tegotygodniowe średnie osiągi: 11,5 punktu, 10,5 zbiórki i 1,25 bloku w 28,5 minuty, przy skuteczności 56% z gry. W tym tygodniu powinno być ciekawie – we wtorek Gortat musi być gotowy na zemstę Jeffersona, a w czwartek będzie musiał udowodnić Tysonowi Chandlerowi kto tu jest Prawdziwym Katownikiem!

Post Scriptum

Łukasz Cegliński przeprowadził ostatnio bardzo fajny wywiad z Marciem, który polecam uwadze wszystkich Prawdziwych Polaków Katolików. Ciekawszy o tyle, że Gortat zapowiedział w nim bardziej przykładać się do bloków i, jak się okazało, słowa przekuł w czyny!

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 13/02/2011

Katownik Nocy

Dwight Howard, ocena 4/5

Wczorajszy mecz miał różne smaczki, jak choćby rewanż za  finał 2009, czy starcie wysokich. W obu kategoriach lepiej wypadli Magic, a to za sprawą Howarda. Zaczął od paru akcji, które onieśmieliłyby większość centrów ligi, potem z kolei dał się kilkakrotnie oszukać w obronie i popełnił kilka głupich fauli (jak choćby ten, którego nie było – ruchoma zasłona na Fisherze). Fajnie się oglądało jego pojedynek z Bynumem, ale mecz byłby ciekawszy, gdyby poza Odomem grał trochę Kobe, któremu chyba wyjazdowa seria zaczęła dawać się we znaki. Bo jak inaczej wytłumaczyć słabą dyspozycję, biorąc pod uwagę, że katował i z Bostonem i z Nowym Jorkiem, a w tym meczu krył go J-Rich, który wybitnym obrońcą nie jest. Co do Dwighta – ten mecz był jego. Superman trafił ponad 80% oddanych rzutów z gry i osobistych! Pozwoliło mu to poprowadzić swoją drużynę do zwycięstwa notując 31 punktów, 13 zbiórek i 3 asysty. He got game!

Anty-Katownik Nocy

Paul Pierce, ocena -5/-5

Kto by się spodziewał Pierce’a tutaj? Tym bardziej z tak słabym wynikiem?! Ja na pewno nie, ale prawda jest taka, że Prawda grał jak bohater reklamy Snickersa przed zjedzeniem batonika. I, jasne, każdemu mogą zdarzyć się słabsze spotkania, ale 0/10 z gry grając przez 40 minut?! 1, słownie jeden zdobyty punkt? Do tego to wszystko w statement game, meczu na szczycie, meczu o supremację na Wschodzie! Celtics na szczęście wygrali (dzięki Rondo i jego triple-double) pokazując, że to, co różni ich od Miami to fakt, że drużyną. Tuż po spotkaniu Pierce przyznał, że boli go prawy nadgarstek i lewa kostka. Yhm, nadgarstek my ass i kostka my balls lub po polsku “złej baletnicy…” – Kobe nawet grając z połamanymi palcami tak się nie kompromitował!

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 12/02/2011

Katownik Nocy

Kevin Durant, ocena 3/5

Uwaga – Król Strzelców zeszłego sezonu znowu katuje! Ucieleśnienie najsłabszego współczynnika BMI od czasów Manute Bola umacnia się na pierwszej pozycji klasyfikacji najlepiej punktujących, zdobywając średnio niecałe 3 oczka więcej niż LeBron. We wczorajszym spotkaniu przeciwko Kings zdobył ich 35 (ze skutecznością 60%), przy czym trafił tylko jedną trójkę – przez ręce od tablicy… Statystyczne osiągi tego wieczora uzupełnił o 6 zbiórek i 2 asysty. Biorąc to pod uwagę zdziwiłbym się tak samo, gdyby Durantula nie zdobył tytułu Króla Strzelców, co gdyby otrzymał nagrodę MVP.

Anty-Katownik Nocy

Wayne Ellington, ocena -2,5/-5

Za pojawienie się w tej rubryce Wayne powinien podziękować Kurtowi Rambisowi, który przetrzymał go na boisku 14 sekund za długo.  Gdyby jak zwykle grał tylko kilkanaście minut, jego umiarkowanie porywające występy nie zostałyby odnotowane. Na swoje nieszczęście spędził na parkiecie 20 minut i 13 sekund, dzięki czemu rzutem na taśmę udało mu się zgarnąć innym sprzed nosa tytuł Anty-Katownika Nocy. Wyróżnienie otrzymuje nie bez przyczyny – żeby rzucić 4 punkty oddając 10 rzutów, to trzeba albo mieć specjalny talent albo być Timberwolfem (nie licząć Kevina!). Nie samymi punktami żyje człowiek, ale całą resztą aktywności, które przydatne są drużynie. Ellington i tutaj zapisał się chwalebnie – jedna zbiórka, jedna asysta i jedna strata. Dziękuję, do widzenia.

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 11/02/2011

Katownik Nocy

Kobe Bryant, ocena 4/5

Sorry LaMarcus, sorry Blake, ale prawdziwym Katownikiem wczoraj był Kobe. Wsiadł do Deloreana by cofnąć się w czasie o 2 lata do pamiętnej nocy w Madison Square Garden. Wyniku nie powtórzył, rzucił nawet mniej niż Aldridge tej nocy, a Griffin, który miał punkt mniej niż Bryant, zebrał więcej piłek, ale – come on – Black Mamba potrzebował niewiele ponad pół godziny by tego dokonać, podczas gdy pozostali dwaj panowie grali odpowiednio 42 i 44 minuty. Mało tego, Kobe trafił dwie trzecie swoich rzutów, natomiast skuteczność pozostałych kandydatów wahała się w okolicach 50%. Jeżeli komuś wciąż nie pasuje wybór Bryanta i będzie powoływał się na – chociażby – straty, to niech się… schowa i odda cesarzowi co cesarskie.

Anty-Katownik Nocy

Andre Igoudala, ocena -3,5/-5

‘Dre, faworyt pana Mirka Noculaka, nie dość, że kiedyś katownik, to do tego tyracz, trochę nam chyba zmiękł. Może pozwolić sobie na treningi jogi, zamiast przerzucania żelastwa na kuźni, bo jego 76ers akurat zaczęli wygrywać. Tym razem pokonali u siebie starych, ale jarych Spurs. O tym, jak do tego zwycięstwa nie-przyczynił się Igoudala najlepiej świadczy fakt, że podczas 41 minut spędzonych na boisku trafił 2 rzuty z gry na 15 oddanych, co daje imponującą skuteczność niecałych 14%. Ja nie mam więcej pytań.

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 10/02/2011

Katownik Nocy

Carmelo Anthony, ocena 3,5/5

Jeżeli ktoś z Was, podobnie jak ja, zastanawiał się o co chodzi z tym całym zamieszaniem wokół ‘Melo – oto odpowiedź.  Skrzydłowy Knicks, Nets, Lakers, Nuggets zamknął usta wszystkim, którzy wątpili w jego talent. A skoro usta mam zamknięte, to tylko bezgłośnie podam statystyki: 42 punkty w 42 minuty i 4 sekundy (przy niemal siedemdziesięcioprocentowej skuteczności z gry!), 5/7 za trzy, 7 zbiórek, 3 asysty i przechwyt. Szkoda tylko, że złapał aż 6 fauli i popełnił 4 straty, oraz że – mimo, że rzucał jak natchniony i pokazał, że gdziekolwiek będzie grał, przyciągnie rzesze kibiców – jednak to Arron Afflalo zamknął mecz z Dallas.

Anty-Katownik Nocy

Dorell Wright, ocena -3/-5

Nie minęło zbyt wiele czasu od kiedy Wright nominowany został do udziału w konkursie trójek, by zdążył dwukrotnie udowodnić swoją w nim niezbędność. W Spotkaniu-W-Którym-Ellis-Nie-Rzucił-40-Punktów słabo grali wszyscy Wojownicy z Golden State, ale to jednak były gracz Heat najbardziej wyróżnił się in minus. W ciągu 25 minut meczu z Phoenix udało mu się trafić jeden rzut z dziewięciu oddanych: jedną trójkę (zza łuku próbował 5 razy). Dodał do tego imponujące “triple-almost-nothing” zbierając jedną piłkę w obronie, raz asystując i raz przechwytując. Panie Komisarzu, do konkursów proponuję zapraszać utalentowanych graczy, którzy mogą coś fajnego pokazać (Matt Bonner chociażby), a nie już-nie-tak-młodych zawodników, którzy więcej zamieszania robią poza boiskiem (jazda pod wpływem, wyciek nagich zdjęć na twitterze jednej z jego groupies), niż na nim.

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 9/02/2011

Katownik nocy

Monta Ellis, ocena 2/5

Nikt dziś specjalnie nie skatował, a Monta trochę tak. 37 punktów w wygranym meczu z Denver to kolejny dowód na to, że Ellis jest najlepszym zawodnikiem Golden State od czasów, gdy Baronowi Davisowi chciało się jeszcze grać, a sam Monta głównie podpatrywał brodatego kolegę.

Anty-katownik nocy

Gilbert Arenas, ocena -3,5/-5

Dla Gilberta robimy wyjątek-mimo, że zagrał tylko 18 minut, zasłużył z pewnością na miano Anty-katownika nocy, dnia, a kto wie, czy nie sezonu. Tym bardziej, że w jego przypadku tak krótki czas gry pokazuje coraz mniejsze zaufanie, jakim darzony jest Arenas w Orlando. 1/7 z gry, 2 punkty i tyle samo strat, co asyst – statystyki mówią same za siebie. Duch Gilberta będzie prześladował kibiców, trenerów, działaczy i zawodników Magic jeszcze przez 3,5 roku. Czy kochać?

TPB.

Daily KATOWNIK-O-METER: 8/02/2011

Katownik Nocy

LeBron James, ocena 4/5

LeBron po raz kolejny przypomniał, że równie dobrze jak w NBA mógłby grac w NFL i byłby tam pewnie jeszcze większą gwiazdą. Zwierzęca siła i atletyzm, jakie zaprezentował w meczu z Indianą to zbyt wiele nawet dla najpotężniejszych rywali. Kilka fantastycznych wsadów, niezła obrona i walka na tablicach  utrzymywały Miami w grze, a oddany z zimną krwią rzut na 14 sekund przed końcem sprawił, że to Indiana musiała gonić wynik. Potem trafił jeszcze dwa rzuty wolne, a mecz zakończył z 41 punktami, 11 zbiórkami, 8 asystami, 3 przechwytami i blokiem. Beastin’ time!

Anty-katownik nocy

Jeff Green, ocena -3/-5

Thunder nie osiągną najwyższego poziomu, dopóki nie wzmocnią się pod koszem – to powszechna opinia ekspertów zajmujących się drużyną z Oklahomy. Dzisiejszy mecz był świetną egzemplifikacją tej tezy. Niski skrzydłowy, który z konieczności gra jako silny, w ciągu 44 minut zdołał zebrać 7 piłek i trafić 2 z 12 rzutów z gry. Jego bezpośredni rywal, Zach Randolph z Memphis, zanotował 31 punktów i 14 zbiórek grając z kontuzjowaną kostką. ‘Nuff said.

TPB.

Daily KATOWNIK-O-METER: 7/02/2011

Katownik Nocy

LaMarcus Aldridge, ocena 3/5

Wychodzi na to, że Aldridge jest królem katowników, bo w ciągu tygodnia już drugi raz wygrywa naszą klasyfikację. Dzisiaj jednak nie zajmowalibyśmy się nim, gdyby Denver było w stanie pokonać Houston. Carmelo pobił bowiem w tym meczu swój rekord kariery, zdobywając 50 punktów. No ale LaMarcus rzucił ich tylko 8 mniej, za to jego drużyna wygrała mecz z Chicago. Dodatkowo Aldridge miał dobrą skuteczność z gry – 15/23, a także zebrał osiem piłek i miał dwa bloki. Portland potrzebują takich meczów od swojego lidera, aby pozostać w walce o 8. miejsce na zachodzie i prawo do odpadnięcia w pierwszej rundzie 0-4 z San Antonio.

Anty-Katownik Nocy

Jamario Moon ocena -2/-5

Moon nie zagrał katastrofalnie (4 punkty i 3 zbiórki, 2/5 z gry w 18 minut), ale w ostatniej akcji, kiedy była jeszcze szansa na wyrównanie wyniku i doprowadzenie do dogrywki, przytrzymał piłkę na tyle długo, że Cavaliers nie zdążyli nawet oddać rzutu. Była to 25. porażka Cleveland z rzędu, a przy takim rozgrywaniu końcówek seria ta może potrwać jeszcze drugie tyle.

TPB.

Daily KATOWNIK-O-METER: 6/02/2011

Katownik Nocy

Amar’e Stoudamire, ocena: 4/5

Amar’e chce być mądrzejszy, niż  Dwyane Wade, który po 7 latach bycia liderem w Miami musiał nie tyle podzielić się tą rolą z LeBronem (i Chrisem Boshem, hehe), ale wręcz z nią rozstać. Dlatego w dniu, kiedy wróciły plotki o transferze Carmelo do Nowego Jorku, Stoudamire postanowił pokazać kto tu będzie Batmanem, a kto Robinem. 17/21 z gry, 41 punktów, 4 bloki i przyzwoite jak na niego 7 zbiórek pokazuje, że najlepszą motywacją do dobrej gry lidera Knicks może być podtrzymywanie napięcia w związku z możliwym transferem Anthony’ego. Oznaczałoby to jednak, że takich występów Stoudamire’a będzie już tylko kilka, bo okienko na transfery w NBA wygasa za 16 dni.

Anty-Katownik Nocy

Gilber Arenas, ocena -3/-5

“Jestem Bezelem, nic poza tym” – sądząc po tym zdjęciu, takie hasło może przyświecać Gilbertowi po przeprowadzce do słonecznego Orlando. Arenas nie robi nic, by udowodnić, że pogłoski o jego śmierci są mocno przesadzone. Według obecnych jego standardów, za dobry w wykonaniu byłego “Agenta Zero” można uznać mecz, w którym zdobędzie on 10 punktów przy skuteczności 4/10. Tak zagrał w ubiegłym tygodniu przeciwko Miami. Wczoraj natomiast pokazał, że nawet na tak przeciętną grę w jego wykonaniu nie zawsze można liczyć. 0 (słownie: zero) punktów, 2 straty, a do tego skuteczność z gry 0/7 i ani jednego rzutu wolnego. Gilbert gra tak nieskutecznie, pasywnie, marnie w obronie i bezproduktywnie w ataku, że fachowcy zaczynają się zastanawiać, czy nie zaszkodzi to przyszłości klubu. Widać, że Arenas nie zna dalszego ciągu piosenki: “być Bezelem to być najgorętszym”. Jedyną gorącą rzeczą w Magic staje się teraz krzesło, na którym siedzi Stan van Gundy.

TPB.