Posts Tagged ‘ Zach Randolph ’

We wszechświecie równoległym czyli nagrody, nagrody…

Nagród przyznawanych w NBA za sezon regularny jest bez liku. Wszystkie, mimo że same w sobie umiarkowanie ważne, odzwierciedlają trendy w najlepszej lidze świata oraz dają upust amerykańskiej obsesji związanej ze statystykami. Co prawda osiągi statystyczne to nie jedyne, co jest brane pod uwagę – reszta kryteriów jest zazwyczaj tak mroczna, jak lista zasad przyjmowania do Hall of Fame. Tym niemniej można pokusić się o odwzorowanie tego, kto zostałby laureatem każdej z nagród, gdyby tajemniczy eksperci NBA znali się na tym tak dobrze, jak ta lepsza część Krytyki Koszykarskiej.

MVP

Nie jestem oryginalny. W tym roku nikt nie będzie, jeżeli chodzi o wybór MVP, a jeżeli będzie, to znaczy że nie ma pojęcia za co przyznaje się tę nagrodę, albo myli ją z jakąś inną. Rose nie jest najlepszym koszykarzem na planecie, ale w tym sezonie najlepiej wpasowuje się w wymagane kryteria, wśród których najważniejsze to osiągi indywidualne, bilans drużyny, leadership czyli na ile wyniki drużyny zależą od postawy zawodnika oraz ewentualnie poza-boiskowe aktywności. Dlaczego właśnie rozgrywający Bulls dostanie tę nagrodę mieliście już okazję na łamach Krytyki przeczytać. Teraz odwrócimy kota ogonem tylko po to, by pokazać, że nikt inny na to wyróżnienie aż tak nie zasłużył.

Kontrkandydaci:

Dwight Howard – istne zwierze statystyczne! Połączenie Kevina Love, Zacha Randolpha, Shawna Bradleya, Roberta Burneiki i Jima Carrey’a. Jego dominacji na obu końcach boiska Magic zawdzięczają swój – dość jednak przeciętny – bilans, co pozostaje nie bez wpływu na jego szanse w konkursie.  I nawet gdyby słabe osiągi drużyny zrzucić to na karb pokerowej zagrywki transferowej Otisa Smitha, to i tak pozostaje jeden mankament: Superman (jak na Supermana przystało) nie umie rzucać wolnych, przez co jego rola jako go-to-guy’a w końcówkach jest co najmniej wątpliwa. Poza tym lideruje lidze w przewinieniach technicznych. Można byłoby na to przymknąć oko, gdyby nie powód tego rodzaju strat. Nie jest to Kevin Garnett, Stephen Jackson czy choćby Kendick Perkins, których faule techniczne działają per saldo na korzyść drużyny, bo dostają je albo za samo straszonko, albo za przejście od słów do czynów (co w sposób zrozumiały wpływa pozytywnie na morale drużyny, mobilizuje). Dwight łapie je głównie za frustrację.

To jest niesamowite, że LeBron w tym sezonie grając ciut krócej niż w Cavaliers rok temu, ma w sumie takie same statystyki! Ciężko jednak byłoby odebrać najlepszemu koszykarzowi na świecie tytuł najbardziej wartościowego tylko dlatego, że jest gównem. Trudno, znajdziemy inne powody. Heat mają zbyt słaby bilans i są drużyną Wade’a a nie Jamesa. Wystarczy?

Trener roku

Nie jestem oryginalny. W tym roku nikt nie będzie, jeżeli chodzi o wybór najlepszego coacha, a jeżeli będzie, to znaczy że nie ma pojęcia za co przyznaje się tę nagrodę, albo myli ją z jakąś inną. Thibodeau może być najlepszym trenerem w NBA. Może, bo najpierw pod jego dyktando Chicago uzupełniło skład, potem wydobył ze swoich zawodników to, co najlepsze (czyniąc nawet Ashtona Kutchera Kyle’a Korvera jako takim defensorem), robiąc z nich najlepszą drużynę na Wschodzie, która się kulom nie kłania! Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że Tom debiutuje w tym sezonie w roli głównego trenera, a nagrody zazwyczaj przyznawane są świeżym, wyróżniającym się coachom. Bo, że Popovich, Jackson, Karl i Collins potrafią prowadzić swoje drużyny, to wszyscy wiedzą.

Runner-up: Monty Williams/Nate McMillan

Most Improved Player

Russin Westlove. Nie potrafię sobie z tym inaczej poradzić. Love zdecydowanie poprawił statystyki indywidualne (wiadomo – głównie punkty, zbiórki i skuteczność za trzy) a gra przecież razem z Wielką Gwiazdą Draftu 2003, Człowiekiem Balejażem – Darko Milicić’em (który wygląda przy nim jak Muggsy Bouges przy Manute Bolu). I choć z jednej strony potrafi zebrać +10 zbiórek w ataku przeciwko każdej drużynie, to z drugiej strony sam gra w ekipie co najmniej… ekhm… przeciętnej. Nazywam to “efekt Blatche’a”, który opiera się na mirażu jakoby zawodnik był świetny, podczas gdy na to, jak go postrzegamy na wpływ słaba postawa całej drużyny. Cóż, niełatwo jest być prorokiem we własny kraju.

Wystarczy spojrzeć na Mike’a Beasley’a, któremu po opuszczeniu Miami, gdzie skład był playoffowy, zdarzało się solidnie katować. Kolejny odrzut z Heat – Dorell Wright – a zarazem mocna kandydatura do nagrody MIP, gra niemalże dwa razy dłużej w każdym meczu, niż statystycznie wypadało to w poprzednim sezonie, podczas gdy skuteczność zarówno rzutów z gry, trójek, jak i osobistych mu zmalała! Podobnie Love, choć talent ma bez precedensu, to postęp zawdzięcza między innymi po prostu wydłużeniu czasu spędzanego na parkiecie. Wiem, że wyróżnienie przypadnie w udziale Kevinowi, ale jak dla mnie zwycięzcą powinien być jego klubowy kolega z czasów uczelnianych. Russell Westbrook, bo oczywiście o nim mowa, znajduje się na boisku tyle samo czasu, co w sezonie ubiegłym a osiąga ponad 5,5 punktu na mecz więcej. Nie dość, że poprawił się pod względem każdego możliwego wskaźnika statystycznego, to dodatkowo jest zarazem głową, sercem i drugą strzelbą Thunder – drużyny o wysokich ambicjach, która może komuś sprawić niespodziankę –  gotowy by zastąpić Duranta kiedy tylko trzeba.

Krisa Humphriesa nie biorę pod uwagę, bo ma sztucznie stymulowane lidibo motywację.

Runner-up: Marcin Gortat

Najlepszy rezerwowy

Tutaj piłka jest krótka: jeżeli tylko liczba meczów, w których Lamar wychodził z ławki będzie wystarczająca, to on zgarnie trofeum – bez dwóch zdań and that’s all she wrote! Ta pazerna na pierścienie bestia to – najogólniej rzecz ujmując – All Star w roli rezerwowego. Niewiele klubów może pozwolić sobie na taki luksus. Jeżeli jednak okaże się, że Odom się nie łapie, to nagroda powinna pójść w ręce Glena Davisa. W tym przypadku z kolei niewiele ludzi na świecie może pozwalać sobie na jedzenie tylu słodyczy i junkfoodów i byciu zarazem wyróżniającym się sportowcem, nie będąc sumitą lub Tomaszem Majewskim (choć ten akurat woli piwko).

Runner-up: Marcin Gortat/Lou Williams

Najlepszy obrońca

Za zbióry (nie “zbiórki” lecz “zbióry”!), bloki oraz fakt, że nie tylko Earl Boykins zastanowi się dwukrotnie nim wejdzie w pomalowaną cześć parkietu Amway Center. Nie mam więcej pytań!

Runner-up: zdrowy Rajon Rondo/Javale McGee

Debiutant roku

“Is it even a question?…”. Gdyby ten chłopak dostawał centa za każde plakatowanie, mógłby na własny koszt odbudować zniszczenia w Japonii albo w ogóle wykupić całe zło, które jest na tym świecie… i jeszcze by mu zostało “na popcorn i jakieś wafelki”! To jest dopiero jego oszukany pierwszy rok – wyobraźcie sobie co będzie, kiedy ten “dzieciak” nauczy się grać!

Runner-up: DeMarcus Cousins

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 27/02/2011

Katownik Nocy

Kevin Love, ocena 5-/5

Pięciu Jezusów z minusem to wciąż pięciu Jezusów. Wczorajszej nocy Kevin zasłużył na każdego z nich! Wydawało mi się, że w tym meczu nic ciekawego się nie wydarzy i zamiast tego jarałem się wyczynami Granta Hilla, zbiórkami Zacha Randolpha, wygraniem meczu przez Manu czy w końcu comebackiem nowych Nowojorczyków. To był błąd i to spory bo na naszych oczach tworzy się historia. Oczami wyobraźni widzę moje in vitro klony latające w swoich małych statkach kosmicznych bo wirtualnym boisku, pytające dziadka, czy to prawda, że żył w czasach legendarnego Kevina bijącego wszystkie rekordy świata (no i tego Blake który umarł na boisku łamiąc wszystkie kości przy jednym ze wsadów). Tuż po opowiedzeniu historii o tym jak to ominął mnie draft do NBA ze względu na “różne sprawy” opowiem im wtedy on panie Love, któremu zdarzały takie mecze jak wczoraj, kiedy rzucał 37 punktów na skuteczności ponad 60%, jednocześnie zbierając 23 piłki, z czego 16 w ataku!

Anty-Katownik Nocy

Gerald Henderson, ocena -3,5/-5

Upiekło się dziś Andre Igoudali! Z Hendersonem Jego Powietrzność wiąże pewne nadzieje, póki co Gerald nie zawsze pozwala mu spać spokojnie. Byłemu Dukee zdarzały się co prawda mecze niezłe, ale w większości przypadków nie powalał. Podobnie było w ostatnim spotkaniu. Grając 32 minuty przeciwko Magic udało mu się zdobyć raptem 4 punkty trafiając jedynie 2 rzuty na 13 prób. Fakt faktem, że strat nie miał, a dołożył aż cztery przechwyty, ale tym jeszcze nikt meczu nie wygrał. Bobcats do braku wygranych w tym sezonie powinni się przyzwyczaić, Jordan zdecydowanie tegoroczne rozgrywki olał, patrząc optymistycznie w przyszłość. Pytanie brzmi czy w jego wizji przyszłości Henderson ma zagwarantowane miejsce.

 

Na osłodę:

Mo Williams ładnie podziękował Clippersom za transfer. Przeprowadzka zapobiegła bowiem rozpadowi jego małżeństwa.

Baron Davis natomiast nie mówił nic. On po prostu był i wyglądał.

Nie wiedziałem, że Arkadius przeniósł się do Cleveland…

 

bjb

Daily KATOWNIK-O-METER: 25/02/2011

Katownik Nocy

Dwight Howard, ocena 4/5

Można by rozważać Dwyane Wade’a w tej rubryce, w końcu rzucił punkt więcej. Nie zebrał jednak aż 15 piłek (z czego 6 w ataku – Wade w sumie miał ich 5) ani nie miał 6 bloków. Superman zagrał kolejny mecz na poziomie Supermana (i to z OKC, a nie z Wizzards…), mimo tego, że ma pełne prawo mieć depresję patrząc na to, jakie transfery miały ostatnio miejsce. Rozumiem takie Chicago, które faktycznie jest mocne i jedyne, czego potrzebuje, to jakiejś czarnej wersji Kyle’a Korvera. “Ten drugi, co ze mną bloguje” napisał mi nie tak dawno, że Howard powinien zastrzelić najpierw siebie, a potem Otisa Smitha. Absurdalna konstrukcja tego zdania nie wpływa na jego prawdziwość, co więcej idealnie oddaje sytuację, w jakiej znalazł się center Orlando. Smith zrobił już jedna rujnację w Orlando, większą lub na miarę tej, która ostatnio przytrafiła się w Bostonie i zamiast to naprawić (czyt. ściągnąć Z-Bo za Bassa i Richardsona) zrobił nic. Zatem cheer up, Dwight! Ten tytuł Katownika dostajesz na otarcie łez!

Anty-Katownik Nocy

Tyler Hansbrough, ocena -3/-5

Psycho T to zawodnik jedyny w swoim rodzaju.  Biały mistrz hustlingu, wysoki, obdarzony niezłym rzutem. Niestety w (jeszcze niedawno) najbardziej białej drużynie na zachód od Inowrocławia zalicza występy nierówne: te, w których notuje po 20 punktów, 10 zbiórek (i wsadza piłkę do kosza umieszczając jednocześnie kolegę z drużyny na plakacie), przeplata z tymi, w których – tak jak dzisiejszej nocy – zdobywa ladwo 3 punkty i 6 zbiórek. Nawet gdyby 6 zbiórek w 20 minut uznać za solidny wyczyn, to 1 celny rzut z gry na 11 oddanych wskazuje na skuteczność daleką od wszelkich kryteriów solidności, a nawet przyzwoitości. Mało tego, bliższa jest niechlubnemu wyczynowi jednego z najbrzydszych i najmniej lubianych (choć niestety dość dobrych) koszykarzy z Miami, z przeszłością w Kanadzie i korzeniami w mezozoiku.

bjb